A moim zdaniem film był bardzo nudny. Dużo seksu, golizny, czasem
obrzydliwych scen, sztuczna śmierć babki. Problem chorego psychicznie
Jaime'a był przedstawiony słabo i nie wzbudził u mnie żadnych emocji czy
nie był powodem do głębszych refleksji. To było wręcz dziwne i trochę
nierealne i niedotłumaczone.
Zanim Val została prostytutką, minęło pół filmu. Potem oczywiste problemy
w burdelu, ale kto nie wie, że dziwka łatwego życia nie ma? Potem
inwalida zamawiający nie wiadomo po co dziwki, prawiący głębokie rady.
Tak. Na pewno na trzydziestoletnią, dojrzałą kobietę, nimfomankę po
przejściach zadziałała by rada "żyj". Wtedy na pewno jej świat obrócił by
się o 180 stopni, zaczęła by nowe życie. Co więcej, za łatwo dało się
odejść z tego burdelu.
A morał? Niby bądź sobą... Ale zabrzmiało bardziej jak "uprawiaj seks za
darmo, a nie za pieniądze" albo "faceci to świnie. Krzywdzą kobiety, są
chorzy psychicznie i zachłanni i żaden Cię nie zaspokoi. Dlatego nie masz
co marzyć o dzieciach i rodzinie, bo bycie nimfomanką do końca życia jest
najlepszym wyjściem. Co z tego, że na starość, kiedy będziesz brzydka,
nikt Cię nie będzie chciał i zostaniesz sama."
Ogólnie mało emocji we mnie wzbudził. No dobra, trochę frustracji na myśl
o tym, że zmarnowałam 18zł na lekcję hiszpańskiego. Nie przywiązałam się
w ogóle do głównej bohaterki.
Wśród postaci, nie ma żadnej ciekawej osobowości.
Nawet żadnych ładnych aktorek/aktorów (w sensie, że jak treść jest
beznadziejna, to przynajmniej mogło by być na co popatrzeć)