Johnny Deep miał w najnowszym filmie ponoć powrócić na Karaiby - i tak się stało...tylko zrobił to dziwnie i mało udanie. Dziwnie, bo sam "Rum Diary" jest filmem o niesprecyzowanej konwencji, niezbyt ciekawym i nieudolnie kreowanym nastroju. Zresztą jego fabuła mogła by się zmieścić na jednej kartce z zeszytu. Mało udanie bo Deep niby w tym filmie gra ale jest to raczej nieco inny odcień pijackiego gibania się Jacka Sparrowa z "Piratów z Karaibów" niż unikalnie zagrana postać. Ten film powinien dostać notę 4/10 bo jest obrazem nudnawym i łatwo się o nim zapomina lecz ma też prawdziwą perłę aktorską, która nieco "Rum Diary" ratuje - jest nią Ribisi w roli Moburga. To jego film.