Film całkiem niezły. Piękne widoki, przyjemna muzyka, klimat, ciekawe postacie, sporo
dobrego humoru. Szwankuje jednak fabuła, przez większość filmu nie wiadomo właściwie
po co to wszystko się dzieje. Brakuje porządnego finału - w momencie w którym widz go
najbardziej oczekuje, akcja nagle zwalnia i film się kończy. Johnny Depp gra dobrze, ale nie
stworzył przekonującej postaci. Przez 90% filmu pije i bierze udział w zwariowanych
przygodach, często robiąc z siebie pajaca, a przez pozostałe 10% wygłasza niby filozoficzne i
głębokie teksty. Nieprzekonujące połączenie.
Z ciekawości się spytam: widziałeś Las Vegas Parano? W ekranizacjach Huntera S. Thompsona chyba głównie chodzi o zwariowane przygody w towarzystwie alkoholu/narkotyków.
Z niecierpliwością czekam, aż obejrzę ten film, Fear and loathing in Las Vegas bardzo mi się podobał i mam nadzieję, że Rum diary jest choć w połowie tak dobry.