Oglądałeś/aś „Fear and Loathing in Las Vegas” („Las Vegas Parano”)? Zainteresował cię trailer „Dziennika zakrapianego rumem”? Wybierasz się do kina? Siądź na tyłku i najpierw przeczytaj tę recenzję.
Zapowiedzi i trailery sugerowały, że „The Rum Diary” to niejako sequel „Las Vegas”. W końcu oba filmy bazują na powieściach Hunter S. Thompsona, oba łączy też osoba Johnny’ego Deppa grającego główne role. W rzeczywistości jednak to produkcje zupełnie inne. Jak więc jest z tym „Dziennikiem”? Po pierwsze: narkotycznych wizji i odlotów niemal brak. W ciągu dwóch godzin seansu są to, zaokrąglając w górę, ze cztery minuty. Bohaterowie niby ciągle grzeją rum, ale efektów tego za bardzo nie widać. Nie jest też „Dziennik” tak komediowy jak swój poprzednik (a i ten przecież nie aspirował usilnie do konkurowania ze „Światem według Kiepskich”). Co prawda wspomniane trailery sugerują, że po każdym seansie obsługa kina ma dużo do sprzątania, bo cała sala nieprzerwanie pluje popcornem i sika ze śmiechu; ja jednak, po obejrzeniu całości, mogę wam wprost powiedzieć, że choć zabawne sceny – a i owszem – zdarzają się, to całości bliżej do dramatu, niźli do komedii. Krótko i bez spoilerowania: dziennikarz, lata 50., Puerto Rico, machlojki wielkich szych w białych garniturach, słońce, czerwone samochody i czarująca kobieta, a z drugiej strony kurz, brud, rum i bieda.
Dalsza część recenzji na moim blogu:
http://patykowy.wordpress.com/2012/01/03/depp-zakrapiany-rumem/
Tak, masz rację. :) Choć z drugiej strony wydano "The Rum Diary" dopiero w 1998 r., a więc wiele lat po "Fear and Loathing". Zauważ jednak, że napisałem "NIEJAKO sequel". Tak naprawdę bowiem fabuła obu powieści (i filmów) nie ma ze sobą przecież nic wspólnego, a nasze dywagacje na temat sequel/prequel nie mają żadnego sensu. ;) O owym rzekomym sequelu pisałem tylko i wyłącznie w odniesieniu do kampanii promocyjnej, która sugerowała, że "Dziennik" to właśnie taki "duchowy" następca "Las Vegas". Sugerowała błędnie i to pod wieloma względami.
Dzięki, teraz już wiem, co miałeś na myśli.
Swoją drogą, dzisiaj przeczytałem mały wywiad z Deepem, na temat Huntera i Dziennika, a tam pada takie stwierdzenie:
"W 1972 roku, kiedy powstaje 'Las Vegas Parano', Hunter jest esencją szaleństwa. Przepełnia go wściekłość na polityków, w szczególności Richarda Nixona, na wojnę w Wietnamie. Równocześnie jest gdzieś w połowie swojej psychodelicznej wycieczki w eksperymenty. Wtedy Hunter był jak gigantyczny młot gotowy rozwalić w drobny pył wszystko to, co uznał za przejaw niesprawiedliwości lub głupoty. Tymczasem w 1960 roku, kiedy pisze tekst 'Dziennika rumowego', jest kimś zupełnie innym. Właśnie skończył służbę wojskową w siłach powietrznych, gdzie oczywiście miał kłopoty z podporządkowaniem się - Hunter przez całe życie miał kłopoty z władzami - ale to czas w jego życiu, w którym próbuje znaleźć swoją drogę, odkryć, kim chce być. Nosi już w sobie wszystko to, co ujawni się później, ale jest to jeszcze częściowo uśpione. Jest uroczym młodym człowiekiem z ideałami."
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53668,10886994,Johnny_Depp__Romans_ jego_zycia_zaczal_sie_od_slow_.html?as=2&startsz=x