Wyczytałem w jakimś miejscu opinię, że to takie drugie "Fear and Loathing in Las Vegas" i będąc wielkim fanem tegoż, czym prędzej zabrałem się do "Rum Diary"... No cóż, podobieństwa między tymi dwoma filmami ograniczają się do Deepa, który pijanego albo stukniętego gra niemal w co drugim swoim filmie (Piraci, Fear and Loathing, Rum Diary, Alice in Wonderland itp). I przy całym uroku jego osoby - zwyczajnie zaczyna to nudzić, niemal równie bardzo co cała reszta filmu.
Jedyne "zastosowanie" dla tego filmu jakie widzę to niezbyt angażujące tło do surfowania po necie albo gierczenia. Inaczej się zwyczajnie nie wysiedzi.