Ten film to obraza Thompsona, jego prozy i całej osoby. Pijacki dziennikarz, oportunista,
włóczęga został tu przedstawiony jakio bohater wyznający dziennikarską moralność i
rzeletność. Jest to zupełnie inna historia niż przedstawiona w książce. Chaneault,
hipisowska, luzacka, głupiutka panienka jest tu nagle wyzywającym wampem, robiącym
podchody do Kempa. Postać Yeamonn'a całkowicie zniknęła, choć był jedną z głównych
postaci. Nawet Depp nie pokazał sobą niczego specjalnego.
Film zaczynał się dobrze, aby z biegiem czasu spadać coraz niżej, aż do samego dna przy
zakończeniu.
Ocena - średni. Nie jest tak, żeby się tego nie dało obejrzeć. Oceniam z punktu widzenia
książki i jej inteligentnego obrazu tego prostego świata, którego z filmie zupełnie nie ma.
A kto powiedział, że ten film powinien kropka w kropkę odpowiadać realnym wydarzeniom? Nie wydaje mi się, żeby ktoś gdzieś to w ten sposób zapowiadał.
Wg jej oceny film powinien odpowiadać kropka w kropkę wydarzeniom przedstawionym w książce i dlatego oceniła w taki, a nie inny sposób. Skoro film był na podstawie książki, to mogła się spodziewać, że nie pozmieniają wszystkiego AŻ tak. Spójrz jaki film mógł mieć potencjał. ;) Fight Club też nie musiał być identyko zrobiony, jak w książce, to jednak gdyby nie był tak zrobiony, nie byłby taki dobry.
Nie spodziewałam się "kropka w kropkę" tego samego, ale chociaż przekazania ogólnego sensu, sposobu myślenia autora. Tymczasem zostały zapożyczone nazwiska, kilka urywków wydarzeń, a podpisano to nazwiskiem Thompsona żeby zaciągnąć ludzi do kin i ciągnąć kasę.
Zgadzam się, że miał potencjał i myślę, że naprawdę szkoda, że go zmarnowano. Ktoś się bardzo spieszył, nie przyłożył, a bardzo chciał zarobić.
W pewnym sensie Cię rozumiem. Ja nie oglądałam tego filmu przez pryzmat przeczytanej wcześniej książki i może dlatego się dziwię :)