Od początku byłam do tego filmu sceptycznie nastawiona, ze względu na to że nie kręci go Gilliam. Dlatego że ten jego baśniowy styl pasuje do klimatów Thompsona. Tak że, zdawałam sobie że ten film dupy urywał nie będzie. Książka jest słabsza od Las Vegas, ale trzyma poziom. Na początku filmu, padła informacja że jest to nie adaptacja jak do tej pory byłam przekonana,ale film na motywach powieści. Trochę mnie już to przeraziło, bo skoro na motywach to podobieństwo do oryginału może zaczynać się i kończyć na imionach bohaterów. To co później zobaczyłam było dla mnie wielkim rozczarowaniem. Książka tylko w połowie zaczyna być trochę nudnawa,ale tak to cały czas jest ciekawie. Film jest praktycznie przez cały czas nudy. Przed upływem godziny zaczęłam się już wiercić w fotelu i moje zainteresowanie tym co działo się na ekranie zaczęło słabnąć. Wszystko jest spłycone. Romans z Chenault i jej osoba spłaszczone do minimum. Owszem w książce ten romans nie jest jakby głównym wątkiem,no ale jednak tutaj jest to zbyt spłycone. Chenault jest nijaka,praktycznie nic o niej nie wiadomo,jest pokazany zaledwie mały przebłysk jej szaleństwa. Jeśli chodzi o inne postacie:
brak Yeamona - wtf? Jak można było pominąć jedną z najważniejszych postaci z książki?
Sala - średnio. Wizualnie jest ok,ale jednak brakuje mu charakterem do oryginału. No i momentami miałam wrażenie że aktor go grający, zaczyna strasznie drętwo grać.
Depp - widziałam trochę filmów z Deppem i nie przypominam sobie żeby w którymś zagrał tak beznadziejnie bezbarwnie. Nawet nie był sobą.
Nie będę omawiać wszystkich postaci, napiszę jeszcze tylko że wg mnie najlepiej w całym filmie wypadł Richard Jenkins, ale też bez jakiś zachwytów co raczej jest podyktowane tym że nie było go zbyt dużo na ekranie.
Odnoszę wrażenie że twórcy chcieli zrobić taką laurkę dla Thompsona. Może chcieli dobrze,ale raczej wątpię żeby Hunter oglądając ten film, cieszyłby się i był tak zadowolony jak oglądając Las Vegas Parano (o czym czytałam). Paul Kemp w książce nie jest zbyt przyjemnym gościem. W dzień w dzień zapijaczony, rznący się z różnymi babami, przejawiający egocentryzm i zobojętnienie, sam siebie nazywający pijawką. A w Dzienniku Zakrapianym Rumem? Taka plącząca się sierotka, która na końcu zamienia się w dzielnego dziennikarza, taki pocieszny, dobry gość...
Gwoździem do trumny jest zakończenie. Oto szlachetny Paul Kemp, odpływa na jachcie ku zachodzącemu słońcu wymachując szpadelkom by skopać tyłki złym gościom
Kiedy film się kończył to sobie myślałam "No bez jaj to się nie może tak skończyć...o Boże nie, a jednak" i jeszcze ten..przypis na końcu. Wtedy to już mi się śmiać chciało.
Podsumowując, teraz naprawdę żałuję że Gilliam nie nakręcił tego, bo on zapewne zrobił by porządną ADAPTACJE, a nie jakieś mdłe "byle co" i "nie wiadomo co",które jest popłuczynami po dobrej, nawet bardzo dobrej książce wykorzystującymi przy tym sukces jej i jej autora. Hunter się w grobie przewraca.