Przez większość filmu kilka postaci mówi jednocześnie, dzwoni kilka telefonów, ktoś ucieka, kogoś gonią, potok słów. Ciężko się to oglądało.
Ależ właśnie na tym polega błyskotliwość tego filmu - że jest to wszystko tak fantastycznie zaaranżowane i zagrane. Popis aktorstwa, dykcji, reżyserii i pisania dialogów. Tyle że jedyną sensowną wersją polską byłby porządny dubbing, bo ani pojedynczy lektor, ani napisy nie oddadzą całego bogactwa.
W pełni się zgadzam. Być może takie były (i może nadal są) realia pracy w reakcji, ale nie zmienia to faktu, że produkcja była niezwykle męcząca w odbiorze. Wrzaski, wszechobecny chaos, wyraźne cięcia... i gdzieś w tym wszystkim zatopiona historia miłosna. Wepchnięta jakby na siłę w ten filmowy sztorm. Nawet - błyskotliwy zwykle - Cary Grant jest gdzieś w cieniu tego wszystkiego. Szkoda.
Poczucie humoru to już sprawa czysto subiektywna, ale jak na komedię, film był dla mnie wyjątkowo mało zabawny. Osobiście rozbawił mnie tylko jeden moment i to dopiero pod koniec. Leniwe rozwiązania i nieciekawe dialogi niestety również nie pomagają tej produkcji.