NIestety makabrycznie słaby, nie rozumiem co tam robił Gary Oldman po tym filmie szerokim
łukiem będę omijała poczynania Amandy Seyfried - zawsze wygląda tak samo, gra tak
samo - widziałes jeden film z tą panną - widziałes wszystkie.
Ma taki "sarni" wyraz twarzy jakby była wciąż wystraszona, jednak mi to osobiście nie przeszkadza. Ma delikatną urodę i mi się podoba jej gra aktorska. W porównaniu do Kristen, której się nie da po prostu oglądać.
Gary Oldman? Hmm, bo pasuje do roli czarnych charakterów i to już nie pierwszy słaby film na jego koncie.
Co do Amandy, to może wszędzie gra tak samo, ale tu raczej pasowała. Mnie natomiast drażniła postać Pitera. Skąd oni wytrzasnęli tą kukiełkę, tego plastikowego wypacykowanego lalusia? Jak będą kiedyś kręcić aktorską wersję Barbi, to rolę Kena ma murowaną.
Wiem, wiem, to "chłyt matekindody", trza było czymś zwabić to kin odmóżdżone amerykańskie nastolatki płci niebrzydkiej.
Niestety zgadzam się z tobą !!!
Film cieni-zna ,scenografia gorsza niż gra aktorów ,ten sztuczny śnieg mnie wręcz dobijał .
Wytrzymałem o 1 h za długo .Jedynie chwilami muzyka Röyksopp poprawiała mi humor
No i niestety muszę się zgodzić z wami wszystkimi. Wszystko było tam tak sztuczne i naciągane, że aż się niedobrze robiło od patrzenia. Same niedorzeczności i brak jakiejkolwiek logiki. Z tego wszystkiego akurat wilkołak wydawał mi się najbardziej prawdopodobnym zjawiskiem:P Niby pada śnieg ale ludzie naginają ubrani jak w ciepłe wiosenne popołudnie. Zmarnowałam 1,5godz życia a w dodatku domyśliłam się kto jest wilkołakiem. No i mnie też wkurzał ten cały "Piter" :/
Edit. tak w ogóle to z tego co mi wiadomo (chyba, że coś pomyliłam) to w średniowieczu żółty kolor ubrania wyróżniał pewien damski zawód (dodam, że najstarszy ponoć :P ) i przez cały film zdradliwa koleżanka kojarzyła mi się tylko z jednym :D
Dla mnie ten film nie był aż taki tragiczny. Według mnie pomimo wszystko miał klimat może w dużej mierze za sprawą muzyki, która była świetna. Film bardzo przypominał mi "Osadę" min. z Adrienem Brody. Tam też był wątek upośledzonego brata, lasu, tylko potwory akurat chodziły w czerwonych pelerynach. Ten film niestety był bardzo przewidywalny i praktycznie od razu wiedziałam kto jest winowajcą. Myślałam, że fabuła będzie dużo bardziej rozbudowana a tu poczułam niedosyt. Ale mimo wszystko fajnie mi się to oglądało. W samotną noc jest ok.
A jeśli chodzi o Petera to jak dla mnie była to mieszanka Chucka z Plotkary( chyba Eda Westwicka) i Joaquina Phoenixa, oczywiście pod względem wyglądu i bardzo mi się taka mieszanka podobała. W każdym razie Kena już bardziej przypominał mi Harry niż Peter.
Mi przypominał "Osadę" pod takimi względami jakie wymieniłam wyżej plus jeszcze strach ludzi z wioski przed potworem, którzy w obu filmach zawarli z nim pakt. Nie chodziło mi, że oba filmy mają być identyczne albo bardzo podobne, po prostu miałam po obejrzeniu RRH takie skojarzenie i wydaje mi się ogólnie, że konwencja jest podobna. Więc nie gadaj, że absolutnie w niczym bo drobne podobieństwa sie znalazły i nie musi być to podobna fabuła, scenografia, czy bohaterowie. Wystarczą takie drobnostki żeby skojarzenie samo naszło.
A mnie sie podobało. Taka swobodna wariacja bajki o Czerwonym Kapturku osadzona w realiach średniowiecza. Gra Amandy była wg mnie niezła, a do tego rewelacyjna muzyka.