6,5 86 tys. ocen
6,5 10 1 85934
4,6 8 krytyków
Dziewczyna w czerwonej pelerynie
powrót do forum filmu Dziewczyna w czerwonej pelerynie

Swoją wypowiedź zacznę od tego że ów film jest znacznie lepszy od "Zmierzchu", więc nie należy zniechęcać się po przeczytaniu nazwiska reżyserki. Owszem, da się tu wyczuć trochę "Zmierzchowatości" ale naprawdę niewiele (głównie w zakończeniu). No i przypominam, że gra tutaj Oldman! :P

Film luźnie nawiązuje do baśni o "Czerwonym Kapturku", wywodzącej się z opowieści ludowych, przekazywanych ustnie. Spisana została pierwszy raz przez (zaskok) Braci Grimm.

No i właśnie. Tak jak napisałem, nawiązania są "luźne". Koncept nie ma nic wspólnego z Czerwonym Kapturkiem. Mówi o czym innym, ma inny morał, inną historię, inne znaczenie. Czy to źle? ... ... ... ...nie...

A przynajmniej nie wydaję mi się. Nie wiem czy zrobienie dorosłej wersji Czerwonego Kapturka jest możliwe (chociaż Sapkowski by pewnie potrafił). Ten film jest zupełnie czymś innym. To tak jakbyśmy napisali historię o kobiecie, która w myśl machinacji politycznych w Biały Domu zostaje otruta przy pomocy jabłka. Historia o Śnieżce? Nie, ale motyw ten sam. Tak samo jest w przypadku "Dziewczyny w czerwonej pelerynie". Scenariusz od początku do końca wymyślony przez współczesnych ludzi, ale mówiąc szczerze wyszukiwanie motywów z "Czerwonego Kapturka" stanowiło bardzo dobrą zabawę. Dlatego nie uważam niewielkiego nawiązania do baśni za błąd.

Przykładowo: Mieszkająca w lesie babcia. Czerwona peleryna (no ba!). "Nieznajomy" spotkany w lesie. Napchanie brzucha wilka kamieniami. A także (UWAGA): Czerwony Kapturek zjada swoją babcię. Tak! Dobrze usłyszeliście miłośnicy bajek! W pierwszych wersjach ludowej powieści, Kapturek zaszedł do swojej babci, która została już zabita przez wilka. Wilk przyrządził z babci obiad i podał go Kapturkowi. Taka była wersja pierwotna. Brzmi ciekawie? To jedziemy dalej!

W głównej mierze w filmie chodzi o to kto jest "wilkiem", czyli wilkołakiem. Valerie (czyli Czerwony Kapturek), w lesie spotyka w tej wersji chłopaka, imieniem Peter. Logiczne jest zatem, że owym wilkołakiem jest właśnie Peter. Film oczywiście daję nam dziesięć tysięcy momentów, które wskazują na tego właśnie młodziana (wspominałem że Valerie jest zakochana w Peterze? O tym później). Jednak mimo to film daję nam pierdyriald innych podejrzanych (jedyną poszlaką są brązowe oczy, które posiada wilkołak) między innymi: babcie (a to ma nawet sens, biorąc pod uwagę fakt że w baśni wilk podszywał się pod babcię), narzeczonego Valerie - Henryka (narzeczeństwo z przymusu), miejscowego księdza Augusta, a nawet wędrownego pogromcę wilkołaków i czarownic Ojca Oldmana... To znaczy Salomona...

Z początku oczywiście oczy każdego widza są skierowane na Petera. Gdzieś tak w połowie filmu w głowie robi nam się mętlik. Nie wiemy kim jest wilkołak, uważamy że twórcy chcą nas zaskoczyć. Pod koniec wychodzi że to jednak Peter. Wszyscy zaczynają rechotać z oczywistości tej wersji i lenistwa twórców. Wtedy jednak twórcy postanowili wyciągnąć... Dwójkę trefl z rękawa i pokazać prawdziwego wilkołaka. Kogoś kto nie był przez nas podejrzewany ani razu, mimo że miał motyw. Jednak fakt, że wilkołakiem był ojciec Valerie jest... Krótko mówiąc durny. Ojca Kapturka nawet nie było w baśni. Nigdy o nim nie wspominano. Robiąc z niego wilkołaka, twórcy pokazali nam Kozakiewicza, jednocześnie mówiąc "Mieliśmy ten wątek w dupie". Po prostu wepchnęli kogoś w rolę wilka! Kogoś kogo mieliśmy w głębokim poważaniu! Ojciec Kapturka nie tylko nie pojawia się w baśni, on ledwie pojawia się tutaj! Historia skupia się na Valerie, Peterze, Henryku, Salomonie, babci i matce. Koniec. Każda inna osoba jest tłem, a wilkołak nie powinien być częścią tła!

To co odróżnia ten film od Zmierzchu, to ludzka psychika. Mówię tutaj głównie o wątku Garyego Oldmana. Jest on kimś w rodzaju inkwizytora. Kiedyś jego wioskę zaatakował wilkołak, którym okazała się być jego żona. Ojciec Salomon zabił ją od razu, mimo że ją kochał. Z początku wszystkie jego metody są racjonalne i trudno się z nimi nie zgodzić. Mimo że są okrutne, wiemy że są właściwe. Przeszukiwanie domów, zamknięcie wioski, zabicie wciąż żywego człowieka, który został ugryziony (ergo: stanie się wilkołakiem). Wiemy że to wszystko jest podyktowane zdrowym rozsądkiem i jest konieczne do zabicia bestii, która nie daję nam wiele powodów do współczucia.

To jest tym, co odróżnia ten film od "Zmierzchu". W "Zmierzchu" wszystkie nikczemności są w pełni usprawiedliwiane, a potwory kreowane na głównych bohaterów. Kiedy Edward mówi że zabijał ludzi w przeszłości, Bella zamiast uciec od niego mówi "Co z tego?".

W tym filmie jest inaczej. Wilkołak nie jest zły na wskroś, ale wiemy że musi umrzeć. Jest pomiotem piekieł, a do swego celu idzie po trupach. Jest to walka w której definitywnie kibicujemy Bogu (jego wątek też został zawarty).

Jednak z czasem Ojciec Salomon zaczyna zachowywać się jak typowy średniowieczny Inkwizytor. Swoimi durnymi zabobonami skazuję niewinną dziewczynę za bycie czarownicą. Wystawia ją jako przynętę. Morduję niewinnego chłopaka. Wszystko to w imię Boga i zwycięstwa nad Piekłem. Jest to kolejna rzeczy która odróżnia ten film od "Zmierzchu". Mimo że z początku kibicowaliśmy Salomonowi, teraz widzimy w nim zwykłego okrutnego katola, błędnego rycerza, gotowego w imię swej wiary zamordować niemowlęta, jeżeli tylko okażą się dziećmi wiedźmy. Mimo że z początku zachowywał się rozsądnie, choć okrutnie, a my widzieliśmy w nim zbawiciela wioski, jego złe czyny nie są przez nic usprawiedliwiane i staję się w naszych oczach kawałem drania.

Tylko to co mi nie dawało spokoju, to jego śmierć... Facet wydawał się być w pełni oddany sprawie. Zabił własną, wilkołaczą żonę, którą na pewno kochał (moment w którym o tym opowiada, jest najmocniejszym punktem filmu). Jednak kiedy sam zostaję ugryziony, próbuję wyperswadować swoje życie... Moim zdaniem odbiegało to od jego charakteru. W porządku, jest w naszych oczach dupkiem, lecz mimo wszystko był raczej dzielny i oddany. Raczej nie błagałby o życie, posługując się swoimi córkami, wiedząc że za niedługo przemieni się w wilkołaka, którego próbował zabić narażając samego siebie.

I tutaj mamy wątek, który nieco wkracza w ramy "zmierzchowatości". Od samego początku wiemy że wilkołak jest postacią złą. W filmie zostało wyraźnie ukazane, że jest pomiotem Szatana, a Bóg chroni przed nim ludzi. Uważam że nawet rozsądni ateiści przyznali by temu rację. Bóg może nie istnieję w życiu, ale w tym filmie na pewno tak i na pewno jest dobry. Na fakt że wilkołak jest dziełem Szatana, wskazuję niemożność wejścia przez bestię na poświęconą ziemię. Nie może wkroczyć w obręby Kościoła. Woda święcona robi mu krzywdę. Jest zatem zakomunikowane: Bóg = dobro. Szatan i jego dzieła = Zło. Natomiast Ojciec Salomon dodaję temu konceptowi jedynie smaku. Nie zawsze ktoś walczący DLA dobra, postępuję dobrze i jest dobry. To wcale jednak nie czyni dobra, czy w tym wypadku Boga, tym złym.

Dlatego od samego początku wiemy że wilkołak musi umrzeć. Ukąszony przez niego rycerz, ojciec i brat innego rycerza jest w naszych oczach już martwy. Musi umrzeć, dla dobra innych i samego siebie, bo inaczej stanie się potępionym potworem. Tak samo jest z Ojcem Salomonem. Nieważne jakim był dupkiem, ukąszenie = śmierć. Zero rozważań. Było to logiczne.

I tutaj wkrada nam się zakończenie... Ojciec Valerie, który okazał się być wilkołakiem, musi umrzeć. Nie tylko był potępieńcem, lecz mordował niewinnych w imię swoich planów. Nie był może aż tak zły, ale na pewno był w jakimś stopniu. Czy to ojciec, czy dbał? Nie ma znaczenia. Był potworem, zginął. Lecz przed odejściem ukąsił chłopaka Valerie, Petera... I mamy tutaj typowo "Zmierzchowy" wątek. Co z tego że stanie się potępionym przez Szatana, zapomnianym przez Boga potworem, który prawdopodobnie nie będzie umiał opanować swojej agresji i prędzej czy później w jego szczękach znajdzie się istota niewinna? Ważne że był chłopakiem głównej bohaterki! Musiał żyć! Nieważne czy w przyszłości wymorduję niewinną wioskę, albo stworzy więcej wilkołaków. Na Boga on musiał żyć, tylko dlatego że kochał Valerie! Mimo że od momentu jego ugryzienia wiedziałem że takie będzie zakończenie, jak głupi napawałem się nadzieję i myślałem że Valerie go zabiję, albo on sam popełni samobójstwo. Sorry, ale taki mamy świat. Masz przerąbane Peter. Moim zdaniem po prostu powinien zginąć. Tu nie ma miejsca na sentymenty i miłosne zagrywki. Tu chodzi o ludzi. A jeżeli twierdzicie że samo ugryzienie nie zrobi z niego potwora i to że przypadkowo, wbrew swojej woli został przemieniony nie wpływa na jego osobę, obejrzyjcie sobie państwo film "Blade" w którym bohater nie ma tych durnych sentymentów.

Jednakże zakończenie było... Całkiem... Wporzo... Moment w którym Valerie spojrzała w wielkiego wilka i uśmiechnęła się... Nie najgorszy. Nie wspominając o muzyce. Także kilka ostatnich scen, które ukazują zdaję się marzenia Valerie są naprawdę fajnie zrobione. Przez lata wilk z "Czerwonego Kapturka" był pokazywany jako symbol pedofilii. Jednak powstał pewien fetysz na "Czerwonego Kapturka", przez który wiele rysunków i opowieści ukazuję Kapturka jako dojrzałą dziewczynę, a wilka jako tajemniczego młodziana. "Czerwony Kapturek" rozbudzał w dziewczynach i chłopakach najgłębsze erotyczne marzenia (nie zrozumcie mnie źle). Tak więc tutaj wilk został przedstawiony jako młody, atrakcyjny, tajemniczy mężczyzna, a Kapturek jako dziewczyna o dziewczęcej urodzie. Scena w której, owinięta w czerwony kaptur, kocha się z wilkiem... Bezbłędnie trafia do ludzkiej podświadomości i świata pragnień. Jest to oczywiście wątek czysto "Zmierzchowy" ale ukazany w znacznie lepszy sposób, wykorzystujący ludową baśń i popkulturę.

Morał z tej bajki jest też znacznie bardziej dorosły niż w "Czerwonym Kapturku". Baśń pokazuję że nie należy ufać nieznajomym. Jest to oczywiście prawda, ale rzeczywistość jest taka, że kiedy bliski zechce zrobić nam krzywdę, nieznajomy wyciągnie do nas rękę. Owszem, Peter nie był nieznajomym dla Valerie, znał ją od dziecka, ale wciąż, jako symbol wilka, był symbolicznie owym "nieznajomym". Realna prawda jest bowiem taka, że nie możemy wiedzieć co jest złe a co dobre. Nieważne czy kierujemy się sercem, czy rozumem. Prawda dopadnie nas w najgorszym momencie, a gdy ją poznamy, będzie już za późno.

Co jeszcze mi się nie podobało? Za mało krwi. Ofiary wilkołaka wyglądały jakby zostały otrute, a nie rozszarpana, zagryzione, rozerwane, pocięte. Krwi było stanowczo za mało, tak samo jak horrorowych elementów, których powinno być sporo, jeżeli to film gatunku "Horror" (You don't say...).

W każdym razie, polecam! Porządny film.

ocenił(a) film na 8
andrzej_goscicki

"Jest to oczywiście prawda, ale rzeczywistość jest taka, że kiedy bliski zechce zrobić nam krzywdę, nieznajomy wyciągnie do nas rękę."

O przepraszam. Miałem na myśli "rzeczywistość MOŻE być taka".

Mały błąd :P

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

no i super.

a kto to jest dbał?

ocenił(a) film na 8

Rozumiem że ponownie popełniłem błąd. Ale czy byłbyś tak miły i podał mi to słowo w kontekście? :)

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

"tutaj wkrada nam się zakończenie... Ojciec Valerie, który okazał się być wilkołakiem, musi umrzeć. Nie tylko był potępieńcem, lecz mordował niewinnych w imię swoich planów. Nie był może aż tak zły, ale na pewno był w jakimś stopniu. Czy to ojciec, czy <b>dbał</b>?

reweransy

sidi

ocenił(a) film na 8

Ok, to nie jest błąd, napisałem to celowo. Przyznaję jest to raczej trudne do zrozumienia.

Kiedy czasem piszę tracę rozróżnienie pomiędzy tekstem pisanym, a mówionym. Gdybym powiedział ci to w twarz, prawdopodobnie lepiej byś to zrozumiał.

Nawet jeżeli nie, to tutaj pojawia się kolejny mój zły nawyk. Często komentuję sytuację, którą mam w głowie, nie tłumacząc wcześniej która to była sytuacja.

Chodziło mi o to, że on dbał o swoją rodzinę. Wychowywał je i troszczył się o nie. Widać to wyraźnie.

W normalnym języku brzmi to tak: "To że był ich ojcem i że o nie dbał, nie miało znaczenia".

Pozdrawiam! ;)

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

:))

i pozdrowienia