Film, który próbuje połączyć dramat psychologiczny z survivalowym thrillerem, ale ostatecznie nie radzi sobie ani z jednym, ani z drugim. Historia Jacka, samotnika z tragiczną przeszłością, i niemówiącej dziewczynki uciekającej przed brutalnym ojcem, mogła być poruszająca, niestety została opowiedziana w sposób naiwny, nierówny i często nieprzekonujący.
Największym mankamentem filmu jest scenariusz. Dialogi są sztywne i często brzmią nienaturalnie, a postaci, zwłaszcza czarne charaktery, pozbawione są głębi i wypadają karykaturalnie. Zamiast wiarygodnej przemiany bohatera dostajemy zestaw uproszczonych schematów: złych ludzi, dobrego samotnika, i cudowną relację, która rozwija się zbyt szybko, by była wiarygodna.
Reżyser Matt Sconce stara się budować napięcie i emocjonalne tło poprzez zdjęcia przyrody i muzykę, ale efekt końcowy jest przeciętny. Owszem, krajobrazy górskie robią wrażenie , to jeden z nielicznych jasnych punktów, jednak nie są w stanie zrekompensować braku spójności i dramaturgicznej głębi.
Film sprawia wrażenie produkcji niskobudżetowej, co samo w sobie nie musi być wadą, ale tutaj widoczny brak dopracowania wielu scen, zarówno pod względem realizacyjnym, jak i narracyjnym, utrudnia zaangażowanie się w historię. Zwroty akcji są przewidywalne, a finał wydaje się sztucznie dramatyczny i oderwany od tonu reszty filmu. Końcówka to jest połączenie parodii z absurdem, naprawdę trudno nie wybuchnąć śmiechem patrząc na to co wyprawia główny bohater w końcówce.
„The Girl on the Mountain” miał potencjał na wzruszający dramat o leczeniu ran i ludzkiej bliskości, ale został pogrzebany przez słaby scenariusz, stereotypowe postacie i niedopracowaną realizację. To film, który próbuje poruszyć, ale zamiast tego pozostawia widza obojętnym. 4/10