Już nie pamiętam, kiedy się tak męczyłam, oglądając film (udało mi się to dopiero za trzecim razem, wcześniej zasypiałam w międzyczasie). Opis na okładce filmu zapowiadał się dość ciekawie, ale niestety - wielkie rozczarowanie. Może nie mam dość wrażliwości, ale dla mnie to było po prostu nudne i przereklamowane. Poza tym w opisie jest tekst: "zaintrygowany związkiem malarza i służącą, van Ruijven zamawia portret Griet, czego efektem będzie jeden z najwspanialszych obrazów, jaki kiedykolwiek powstał. Ale Griet przyjdzie za to drogo zapłacić..." Szczerze powiedziawszy nie wiem co niby było tą zapłatą... chyba utrata pracy... I tak została momentami dość łagodnie potraktowana, np. za uderzenie dziecka swoich pracodawców cokolwiek by ono nie zrobiło. Prawda, że traktowali ją jak człowieka z niższej kategorii, ale w tamtych czasach to było dość powszechne zjawisko - służba była służbą, a nie częścią rodziny, często ich wyzyskiwano, wykorzystując ich sytuację społeczno-finansową (pomijając już w ogóle kwestię szacunku do drugiego człowieka).

Duży plus za kreacje aktorskie, które w moich oczach ratowały ten film. Ogólnie wg mnie niestety tylko 3/10.