a tak łatwo z pierwowzoru zrobić kicz (czego dowodzą co jakiś czas twórcy hollywoodzcy, zresztą specjaliści od kiczowatych adaptacji). Tutaj, u Delannoy, jest świetne wyczucie oryginału, imponująca - jak na tamte czasy - scenografia... z wyczuciem wyobrażono gotycki Paryż, zadbano nawet o polichromię na portalach katedry (dawniej tu obecną, ale wyblakłą w toku dziejów). Prowadzenie akcji z wyczuciem - kiedy trzeba jest po żakowsku rubasznie, innym razem dramatycznie, ale nigdy nie czarno-biało; bez ckliwości i innych niepotrzebnych bzdetów. No i na koniec - gra aktorska. Mistrzostwo: Cuny, Quinn, Lollobrigida. Właśnie w takiej kolejności.
Wreszcie: czapki z głów przed Delannoy, niesłusznie niedocenionym.