PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=451434}
7,1 80 tys. ocen
7,1 10 1 80003
5,5 14 krytyków
Eagle Eye
powrót do forum filmu Eagle Eye

Reżyser, którego specjalnością są seriale dla Amerykanów, którego jedynym w miarę sławnym filmem był średnio udany thriller "Disturbia", nie wróżył najlepiej "Eagle Eye". Ponownie zatrudnił on w roli głównej Shia LaBeoufa, który nie wiedzieć czemu szturmem przebił się nagle do czołówki najchętniej zatrudnianych aktorów w najbardziej wysokobudżetowych produkcjach z Hollywood. W filmie towarzyszy mu Michelle Monaghan. Oboje wplątani zostają w intrygę podejrzanie podobną do tej z genialnego filmu z Willem Smithem - "Enemy Of The State". Nawet liczyłem na podobieństwa. Jednak po pewnym czasie fabuła staje się bardziej s-f niż sensacyjna - z gorszym rezultatem dla samego filmu. Tam gdzie Amerykanie mogą się zachwycać, tam większość Europejczyków będzie się denerwować z zażenowania.

Jerry Shaw żyje sobie swoim powolnym życiem przyzwyczajając się do monotonnej codzienności, kiedy któregoś dnia w domu znajduje cały arsenał, jakim mógłby dokonać sporego zamieszania na niejednej wojnie. Z miejsca zostaje aresztowany, ale gdziekolwiek się nie uda, ktoś tajemniczy (najpierw pakując go w tarapaty) ciągle pomaga mu umknąć przed prawem. Problemem jest jego tożsamość, ponieważ jest on bliźniakiem wyjątkowo bystrego młodego faceta, który dokonał w amerykańskiej armii już wiele - był jednym z twórców wielkiego projektu rządowego przypominającego mi trochę "Raport Mniejszości". Ktoś próbuje wykorzystać Shawa do jego własnych celów i robi to tak skutecznie, że ten wykonuje każde - nawet najtrudniejsze zadanie bez wahania. Hollywood nie byłoby sobą, gdyby do całej historii nie dodało słodkiego jak miód z cukrem wątku miłości. Pojawia się więc kobieta, która podobnie jak Shaw nie ma wyboru, jak tylko grać swoją rolę w planie znanym tylko tajemniczemu porywaczowi.

Technicznie jest znakomicie. Efekty są świetne, muzyka dosłownie gra swoją role. Do obejrzenia zachęciły mnie wiadomości typu, że jest to świetnie sprzedający się wysokobudżetowy thriller. Przed obejrzeniem go nie miałem pojęcia o fabule, widziałem tylko plakat filmowy. Nie pomogło mi to jednak w cieszeniu się fabułą, bowiem w momencie, kiedy dowiadujemy się, kim jest tajemnicza postać wydająca przypadkowym ludziom "propozycje nie do odrzucenia - jak porwanie dziecka, czy stworzenie bomby" - wszystko przestaje być ciekawe, a nagle robi się niepoważne. Śmieszność to nie jest pożądany element w takim thrillerze. Niestety im bliżej końca tym większy jej nadmiar. Nielogiczność i niewiarygodność fabuły jest tak wielka, ze ktoś mógłby tu stworzyć listę scenariuszowych wpadek. Dodatkowo obowiązkowy patetyzm jest tutaj nieznośny. W ogóle myślałem, ze ten element zostanie powoli wykluczony z kina i pozostanie jedynie na tanich DVD dla niewymagających widzów, niestety od "The Independence Day" niewiele się zmieniło. Całość mógł uratować chociaż drastyczny koniec, ale nie... To nie mogło się stać, bowiem gdyby bohaterowi nie daj Boże coś się stało, czy ludzie którzy widzieli film w kinie i podniecali się miłosną historią zawarta w filmie, kupiliby później równie chętnie "Eagle Eye" na DVD?

Duży plus tego filmu jest taki, że nie jest on nudny, a przecież trwa prawie dwie godziny. W sumie nie lubię narzekać na filmy, na które chodzę do kina. Zawsze staram się wypatrywać same dobre rzeczy w takich produkcjach. W końcu jest tu masa akcji, niewiarygodnych efektów specjalnych, adrenalina, s-f... Tylko wszystko ma swoje granice. W "Raporcie Mniejszości" albo "Wrogu Publicznym" też była akcja i elementy s-f, ale nikt z widza nie robił co chwila idioty.