Ten całkiem niezły film ma w sobie coś z antycznej tragedii - raz uruchomiony łańcuch zdarzeń zdaje się nieodwołalnie zmierzać w kierunku rozwiązania ostatecznego. Może niepotrzebny był aż taki fabularny radykalizm, może dałoby się trochę subtelniej. Bez topornego nieco ociosywania zdarzeń na płynnej granicy przesady. Ale jest tu jakaś szczerość, jakaś autentyczność i gdyby nie pojawiające się tu i ówdzie drobne usterki warsztatowe, byłoby jeszcze lepiej. Obejrzeć jednak warto - sprzyja refleksji.
Wiesz, może gdyby te "ciosy" byłyby łagodniejsze, nie doszli by do finału i nie byłoby tego przekazu, że jakieś małe coś, małe wydarzenie, plus nasze ogromne tytułowe ego może doprowadzić do tragedii. Tylko by było, że ty kogos kopniesz, on cie odkopnie i wielka krzywda sie nie stanie.
Może, ale w życiu bywa raczej łagodniej, ktoś się w końcu zatrzymuje, zwalnia uścisk. Mam nadzieję...
Wydaje mi się, że to jednak przesada - to orzeczenie o rencie, narkotyki w plecaku, zniszczenie dokumentów (przy okazji - tak istotne papiery w jednej kopii? i jak je sporządzono, na maszynie?), zapasy na dachu... Dla mnie zbyt gruba kreska, nie poradzę, ale jako pewna metafora może być.