Lubię filmy o opętaniu, a ten na pewno należy do tych lepszych produkcji o tej tematyce. Po pierwsze śmieszą mnie ludzie, którzy na siłę doszukują się w nim niezgodności z prawdziwą historią Michel. To jest sfabularyzowana wersja, horror, który został jedynie w niewielkim stopiniu oparty na prawdziwych wydarzeniach. Czy oglądając "Wolf Creek", czy "Teksańską masakrę piłą mechaniczną" również wierzycie we wszystko, co tam pokazują, albo usilnie wyszukujecie niezgodności z faktami? Etykietka "Oparte na prawdziwych wydarzeniach" to nic więcej jak chwyt marketingowy, w celu przyciągniecia większej publiki. Nie należy brać tego aż tak powaznie, szczególnie jak ma się do czynienia z horrorem. Bo nim jest ten film, więc przestańcie z łaski swojej dorabiać mu inne gatunki filmowe. Kolejna sprawa to absurdalny zarzut, że film wygląda jak produkcja telewizyjan. W przypadku horrorów, jest to akurat komplement, gdyż każdy wielbiciel takich filmów powie, że nagromadzenie efektów specjalnych zawsze psuje klimat horrorów. No, ale współcześni widzowie widać przyzwyczaili się do filmów robionych w całości komputerowo, a kiedy ktoś wreszcie kręci horrror, gdzie efekty specjalne są ograniczone do minimum to należy go zjechać, bo przecież nie klimat jest ważny tylko ilość taniego efekciarstwa... "Egzorcyzmy Emily Rose" to mocne, nastrojowe kino, ze świetną muzyką i właściwie pokazanymi zachowaniami "opętanej" dziewczyny - bez przesady w kierunku efekciarstwa. Nie porównujcie proszę dokumentu do horroru fabularnego, bo to do niczego nie prowadzi.
Ps. zakończenie mi się nie podobało, gdyż jak na mój gust ksiądz powinien pójść siedzieć.