Łażą, jeżdżą, rozglądają się, modlą, robią miny, ekshumują. Nic się nie dzieje. Poza zarąbaniem zmaterializowanego ducha. Horror zupełnie wyzuty z suspensu, nie budzący emocji. Interesujący przez odmienność kulturową. Trzeba być w formie żeby owo dzieło zmęczyć bez środków pobudzających, w przeciwnym razie sen nadciągnie niepostrzeżenie...
Nie lubię takiego spłaszczania ("łażą, jeżdżą"...), bo można tak powiedzieć o wszystkim (Dwunastu gniewnych ludzi Lumeta można streścić w jednym słowie - gadają), ale z ogólną myślą się zgadzam. Brak suspensu; fabuła zbyt szybko staje się "hollywoodzka", bo w ostatecznym rozrachunku mamy tu zwykłą potyczkę ludzi z demonem. Szkoda, bo pierwsze pół godziny obiecuje, że będzie to poziom Lamentu (2016). Jest tajemniczo, jest grób "w złowieszczym miejscu", są eksperci od szeroko pojętej magii i to co jest w nich najlepsze to ich ostrożność i strach przed podjęciem akcji, bo z tyłu głowy mają, że za dużo rzeczy może tu pójść źle. Lubię takie powolne budowanie nastroju grozy, ale koniec końców druga godzina to prostacka walka z demonem, który zresztą niczym nie zaskakuje. Wiadomo, gdzie jest, wiadomo, gdzie pójdzie, gdy się go przywoła. Nudy.
Nie żebym się nudził podczas seansu, film wciąga i jego początek wydaje się bardzo interesujący. Niestety mniej więcej od połowy scenariusz zaczyna skręcać w niebezpiecznym kierunku, a scena walki że zmaterializowanym demonem we mnie wywołała raczej uśmiech powiązany z zażenowaniem. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie ten horror, szczególnie narobiłem sobie nadziei po dość wysokich ocenach no i rzecz jasna kraju pochodzenia. Ale nic z tego- zamiast porządnego horroru, który straszy (jak większość horrorów japońskich czy koreańskich) otrzymałem produkt dla mnie ciężkostrawny. Generalnie nie polecam.