Jeśli w obsadzie widzimy Jasona Stathama z reguły wiemy jakiego kina się spodziewać – klepanie po gębach, strzelanie do celu i skakanie po dachach, będą normą, występując naprzemiennie.
Polityczne zawirowania, które mają nadać filmowy charakteru niespecjalnie pomagają, podobnie jak i mdłe, umoralniające przemowy w stylu „Trudno jest żyć po zabiciu człowieka”, „Niełatwo spojrzeć jej w oczy” testujące wytrzymałość widza.
Po seansie jestem jeszcze większym fanem takich filmów jak „Niezniszczalni” Stallone’a i podobnych jemu B-klasowców. On przynajmniej nie próbuje udawać, że przejmuje się kondycją tego świata i nie chodzi mu o nic innego jak rozwalenie dziesiątków łbów...
Moja ocena - 5/10