Jako fan Elvisa Presleya byłem mocno rozczarowany stosunkowo niewielką ilością muzyki tego wybitnego rock’n’rollowca. W tego typu filmach powinno się aż roić od muzyki głównego bohatera jak np. w Bohemian Rhapsody. Niestety, tutaj liczbę kawałków można zliczyć na palcach 1 ręki. Zamiast tego wpleciono współczesną muzykę, które totalnie psuje klimat filmu i kompletnie nie oddaje realiów tamtych czasów, czyli ciężkiego rock’n’rollowego brzmienia. Zamiast tego dostaliśmy dosyć nudną historię, a niewielka ilość muzyki Elvisa sprawia, że ciężko się tu dopatrzyć jakiś większych pozytywów. Wg mnie zmarnowany potencjał, bo można było stworzyć naprawdę dobre kino przy tak bogatym życiorysie głównego bohatera.