Jako fan Elvisa Presley'a jest mi bardzo przykro, że film został pozłacaną, oklejoną cekinkami wydmuszką.
Szybkość scen, podkręcana przyspieszeniami, a czasami nawet dzieleniem ekranu na 3-4 sceny nadajace jeszcze wiekszy pęd filmowi, ukazywaly powierzchowność faktów z życia Króla.
Bardzo lubię Buttlera, ale w porównaniu z Malekiem w Bohemian Rhapsody, wypada bardzo słabo. Oscar? Możliwe, ale nie za Elvisa. Może za kilka lat za remake "Gorączki sobotniej nocy", ponieważ bardziej pasuje do Johna Travolty, niż Presleya. Przyłożył się do roli, zagrał dobrze, ale to wszystko.
Film zrobiony na miarę naszych czasów. Tik Toka i innych wyzwalaczy dopaminy. Musi być szybko, kolorowo i z rozmachem, a fakty dla chętnych na Wikipedii.
Niestety nawet ścieżka dźwiękowa nie broni tego filmu. Wybranie kilku znanych kawałków, powtarzanych kilkukrotnie, pominięcie koncertu Aloha fron Hawaii to duża strata dla walorów muzycznych tego filmu.