Motywem przewodnim jest mało wyszukany humor dla bardzo młodej widowni i efekty specjalnie, stojące na bardzo wysokim poziomie. Twórcy nie położyli specjalnie nacisku na fabułę, przez większość filmu nic ciekawego się nie dzieje. Widzimy podróż paczki zwierząt ze strasznie nachalnym żartem w tle, pojawiają się pewne perypetie związane z rodziną mamutów, wszyscy w dziwny i karykaturalny sposób ukazują swe emocje związane ze swoimi problemami i narastającym zagrożeniem. Cała zgraja idzie pod dowództwem pomysłowego Buck'a, by uratować ich istnienie przed asteroidą. Sam koncept z nowym zagrożeniem jest absurdalnie głupi, twórcom zabrakło totalnie pomysłów na rozwiązania fabularne, scenariusz po prostu jest kiepski. Nie czuć praktycznie żadnego niebezpieczeństwa, gdyż nastroje głównych bohaterów wcale nie mówią za tym, iż takowe w ogóle istnieje, przez co nie pojawiają się żadne emocje czy napięcie... Historia w swej przytłaczającej przeciętności równa jest chociażby pierwszemu lepszemu odcinkowi serialu fabularnemu o niskim budżecie. Niestety czuć ogromną przepaść między pierwszymi częściami epoki lodowcowej, a tą. Tam znacznie poważniej traktowano niebezpieczeństwo, pojawiało się więcej dramatu, więcej napięcia, postacie miały swój świetny charakter... Tutaj to wszystko gdzieś zbledło. To dość smutne bo tamte części uważam za legendarne, przywołują niesamowity sentyment i są dość bliskie mojemu sercu. Mimo to bardzo przyjemnie było popatrzeć na sferę wizualną, na świetne efekty specjalne, czy też aranżacje niektórych obiektów. Było ciepło, przyjemnie, z fajną atmosferą, można na chwile oderwać się od rzeczywistości.