Ludzie liczą "efekty 3D" w filmach jakby niezauważyli, że przez cały seans mają GŁĘBIĘ, z powodu której wprowadzono 3D do kin. Wiadomo - pierwotnym powodem była kasa, a bajeranckie "efekty" przyciągają zżeraczy popcornu... Nie wiem czemu ludzie się uparli, że chcą oglądać bijące po twarzy, wyskakujące z ekranu "efekty 3d" zamiast cieszyć się lepszym obrazem (cyfrowym) i bardziej naturalnymi doznaniami (głębia obrazu). Jak ktoś się zawiódł na trójwymiarze w "Epoce lodowcowej 3" to lepiej niech nawet nie czeka na "Avatara" - tam żadnych wyskakujących, kiczowatych "efektów 3d" nie uświadczycie, bo Cameron tego w filmach 3D zdecydowanie nie lubi.
Jeśli komuś szkoda kasy na głębię i cyfrowy obraz, to nie wiem po co idzie na 3D. Nie powiem - mnie też bawią te efekty, ale to się przecież w końcu znudzi... w przeciwieństwie do głębi, która jest z nami od setek tysięcy lat i jakoś nadal się nam nie zbrzydła ;p
Więcej na ten temat: http://film-fx.blogspot.com/2009/07/3d-zbedny-bajer-czy-standard-przyszosci.html