Być może urażę uczucia fanów ale poprzednie dwie części uważam osobiście za porażkę.
Natomiast cz. III jest najlepsza (może dlatego, że oglądałem w oryginale, a nie z głupawym dubbingiem).
Że dubbbingu się czepiam? Ano tak. Bo co prawda Sid seplenił ale można go było przynajmniej zrozumieć bez bólu zębów bo nie miał denerwująco-mizernego głosu pana Czarka Pazury, któremu już dawno przeminęło jego 15 minut.
Poza tym w tej części jak dla mnie trochę zbyt dużo romantyzmu i wartości rodzinnych ale jak wiadomo USA prowadzi teraz sporo wojen, a poza tym toczy ich od środka kraju rak korupcji i matactwa więc muszą pocieszyć plebs przed ekranami, że rodzina i przyjaciele są the best.
Jakie to amerykańskie...