Mam bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia co do 'Ice Age'. Na dodatek widziałam film bez dubbingu, a właśnie, że na szczęście, bo nie na moje nerwy jest wysłuchiwanie popisów pana Pazury, etatowego podkładacza głosu w 9 na 10 filmach(niedługo będzie w każdej lodówce). Wracając do rzeczy, jakieś dziwne uczucie, które niektórzy zwą 'deja vu' przeszywało mnie do szpiku kości, bo czy wątek kumplowsko-flip-flapowski nie jest nam przypadkiem znany z genialnego filmu z ubiegłego roku???(konia z rzędem dla tego, kto zgadnie;). Tu twórcy nie dość, że wtórni, to jeszcze na siłę starają się upakować coś nowego w fabułę (no, ten zły, Diego). A nie powiem, żeby Sid nie kojarzył mi się z Osiołkiem, Manfred z sami-wiecie-kim, brakuje do kolekcji jeszcze Farquada (tu mamy dziecko w zamian, niestety). Film zrobiony na fali popularności animacji (przyznaję,animacja zrobiona perfekcyjnie, wprost rzuca na kolana) i to po najmniejszej linii oporu, bo jak ludzie kupili wcześniejszy film, to ten z pewnością też. A ja protestuję!
Było tu coś, co strasznie mi się podobało- a mianowicie motyw wiewióry. Wiewióra była genialna, szkoda tylko, że to taka 3/4-planowa postać (coś jak Ciasteczko, wybaczcie, ale ciągle mimowolnie porównuję). I jeszcze kilka fajnych ujęć- Stoneheage (właściwie, jak to się pisze?), zamarznięte akwarium z zwierzątkami różnymi i może jeszcze kilka rzeczy. I muszę bez bicia przyznać, że choć 'Epoka' denerwowała mnie, to się to jednak przyjemnie oglądało i mogłam śmiało i bezboleśnie przez nią przejść, ale dla mnie pozostanie tylko produktem wtórnym. amen.