Film do bólu realistyczny, odzierający dziki zachód z wszelkiego romantyzmu, niezwykle smutny .
Warty zobaczenia, choćby z uwagi na świeże podejście do tematu, prawdopodobnie najbliższe
prawdzie. Do tego dobra gra aktorska. Mi pozostawił jednak niesmak- stąd tylko 5.
Niesmak? Sceny za brutalne, czy za mało się strzelali? Trzeba było sobie obejrzeć Gliniarza z Beverly Hills.
Jeden z najbardziej psychodelicznych filmów jakie widziałem. Mi się podobał. Kraina i czasy wyłącznie dla twardych ludzi. Aż człowiek docenia w jakich cudownych warunkach żyjemy. Po seansie zasypiało mi się... dziwnie.. Jedyny niedosyt - króciutka rola Meryl Streep - chyba tylko po to, żeby zareklamować film jej nazwiskiem.
To nie z uwagi na brutalność film oceniam na 5. Ocena jest za całokształt. Film bardzo realistycznie i dosadnie pokazał warunki życia na dzikim zachodzie. Jednak najwyraźniej na liście priorytetów reżysera logika i konsekwencja fabuły były daleko za artystyczną wizją . Dla Ciebie był pewnie dzięki temu psychodeliczny, dla mnie momentami bezsensu. Kwestia gustu. Ciebie zachwycił, mi zostawił niesmak.
Faktycznie scenariusz sprawia wrażenie, że brakuje mu jakiejś puenty, a bohaterów nie łączy wspólny mianownik. Można powiedzieć, że jest to kino realistycznie, nie tylko ze względu na ukazanie realiów życia tamtych czasów, ale właśnie przez to specyficzne ukazanie postaci sprawiających wrażenie wyrwanych z kontekstu i samą budowę filmu opierającą się schematom podstawowych gatunków. Dla mnie tym wyższa jego wartość. Film jest specyficzny i faktycznie jest to bardziej wizja artystyczna niż spójna historia. Jednak w ramach takiego specyficznego gatunku wychodzi obronną ręką. Ocena 5 to chyba jednak trochę za mało.
w filmie brakuje puenty ? no nie żartuj koleś. Ten film sam w sobie jest jedną wielką puentą. Końcowe sceny gdy bohater grany przez Tommy Lee Jonesa płynie ponownie promem przez rzekę, aby powrócić na terytoria, a jeden z flisaków spycha do wody drewnianą tablicę która miała posłużyć za symboliczny nagrobek Mary, czym że innym jest jak nie puentą ? To najlepsze z możliwych podsumowanie absurdalności życia. Nie tylko wtedy w tamtych czasach na tzw. zasiedlonych przez pionierów terytoriach, ale ogólnie. Film jest bardzo dobry, choć blisko mu do naturalistycznych westernów jakie już wcześniej dane mi było oglądać. Choćby " Bez przebaczenia " Clinta Eastwooda. Kolejna próba demitologizacji dzikiego zachodu. Tommy Lee Jones wyszedł z niej bez wątpienia zwycięsko. Mam wrażenie że dialog pomiędzy niejakim bądź niejaką ibbbb a elistoklesem, to albo dialog infantylnych nastolatków, albo dwojga przygłupów. The Homesman ani nie jest " psychodeliczny " ani " bez sensu " ani również nie budzi niesmaku. Wizja artystyczna i fabuła również są jak najbardziej spójne. Obłęd wśród mieszkańców nowo zasiedlonych terytoriów był czymś bardzo powszechnym. Dzisiejsi Amerykanie wywodzą się z takich ludzi. Może choćby dlatego tak często dochodzi tam do aktów przemocy z użyciem broni, w szkołach, kinach, restauracjach czy w armii. Kevin Costner też sygnalizował to zjawisko w " Tańczącym z wilkami "
Po pierwsze każdy odbiera film jak odbiera i może się na ten temat wypowiedzieć. Po drugie wypowiadałem się w obronie filmu i moja wypowiedź co do "film SPRAWIA WRAŻENIE że nie ma puenty" odnosiła się do wypowiedzi Ibbb. To nie jest prosty, podany na twarz scenariusz, jakich jest pełno w dzisiejszym kinie. Po trzecie gdybyśmy dyskutowali na temat puenty Brazylijczyk, to nie pozostałoby mi nic innego jak się z tobą zgodzić. Po czwarte ja odebrałem film jako bardzo psychodeliczny. Po piąte zapędziłeś się z tymi wnioskami na temat przemocy w dzisiejszym amerykańskim społeczeństwie, szczególnie w kontekście Homesmana.
I po szóste Brazylijczyk - dlaczego mnie obrażasz i innych forumowiczów? Tatuś cię nie kocha? Mamusia nie przytulała? Dziewczyna cię rzuciła? Czy ci po prostu nie staje?
No to po ósme wracaj na wieś, wkładaj walonki, wyjdź na pole i tam obrażaj swoje krowy.