To był najbardziej niepotrzebny film MCU. Pierwsza godzina filmu prawie mnie uśpiła, były porozciągane, nic nie wprowadzające sceny (z kolei bardzo wizualna i "porozciągana" Diuna na maksa mi się podobała, więc to nie to, że ja nie lubię takich filmów). Twórcy Eternals jakby chcieli zrobić film z bardziej artystycznym zacięciem, i na końcu im się przypomniało, że hej to przecież Marvel, więc warto by było dowalić trochę akcji. Moim zdaniem twórcom nie za dobrze poszło też wprowadzenie takiej ilości postaci i wygospodarowanie dla wszystkich odpowiedniej ilości czasu na tyle, byśmy mogli się z nimi utożsamić; czasu nam dali najwyżej na powierzchowne polubienie czy nie polubienie kogoś. Kiedy niektóre z głównych postaci ginęły, w ogóle mnie to nie obeszło, a powinno. Żadna ze scen nie chwyciła mnie za serce (może trochę scena z Phastosem w Hiroszimie). Generalnie gra aktorska Ikarisa, czyli w sumie głównego złoczyńcy (?) nie kupiła mnie w ogóle, była totalnie płytka. Ajak miała potencjał na super bohaterkę, a w sumie co, parę minut dostała i tyle. Dodatkowo są dosyć długie momenty, gdzie film traktuje nas jak idiotów -o, tu jest ziemia, tu są eternalsi produkowani, tutaj celestialsi to stworzenia takie i takie, etc, etc. To jest coś, czego ja bardzo nie lubię przy wprowadzaniu rozbudowanych światów, czyli tłumaczenie jak krowie na rowie, że tak powiem. Całe piękno dużych światów kryje się w tym, że jako widz odkrywasz wszystko w miarę jak posuwa się akcja, a tutaj było za dużo takich "wykładów", jakby twórcy uznali, że to jedyny sposób na to, żeby widz załapał o co chodzi. Z pozytywów: trzeci akt w sumie git, Thena super i jej relacja z Gilgameszem była świetna, bardzo mi się podobał ten wątek, Kingo i jego ziomek też byli miłym zaskoczeniem, Sprite i jej tęsknota do ziemskiego życie też ok, a Druig i jego niemożność pomagania mimo ogromnej mocy był chyba najbardziej przejmujący ze wszystkiego. Wizualnie film ładny. Podsumowując: estetyczny, niepotrzebny Marvelowski filler.