Całkiem niezła komedyjka produkcji USA z 2004 r. dość barwnie opowiada o grupce amerykańskich nastolatków wędrujących po Europie. Kolejny rocznik absolwentów opuszcza z dyplomami szkołę. Abiturient Scott Thomas właśnie zostaje rzucony przez dziewczynę, która regularnie od roku zdradzała go z rockmanem. Całe towarzystwo o tym wiedziało z wyjątkiem "pechowca". Wkrótce potem chłopak odkrywa, iż Mike - kolega z Niemiec z którym zażarcie mailuje jest Mieke - niesamowicie przystojną dziewczyną. Ponieważ na skutek niesamowicie głupiego zbiegu okoliczności traci z nią kontakt, a nie ma namiarów w postaci adresu - posiada tylko jedno zdjęcie "laseczki". I tu zaczynają się perypetie, ponieważ Scott postanawia ruszyć w podróż do Europy w celu znalezienia obiektu swoich westchnień.

Droga do Berlina wiedzie przez Londyn, Paryż, Amsterdam a nawet Bratysławę. Młodzież zwiedza zatem przy okazji prawie całą Europę.

Podsumowując, kolejna łatwa, prosta i bardzo przyjemna komedyjka w zasadzie nie wnosząca do współczesnego kina nic nowego - podobnie jak wiele takich produkcji np. American Pie, Road Trip, Fajna z niego babka itp.

Jest jednak jedno ale… producenci chwalą się że żaden Europejczyk nie był wmieszany w produkcję tego filmu. I być może jest to jedna z niewielu zalet "Eurotrip"-u, gdyż dzięki filmowi możemy przekonać się o tym, jak Amerykanie postrzegają Europę, jakimi stereotypami na temat mieszkańców poszczególnych europejskich krajów się posługują. Szczególnie "uderzyła" mnie wizja nie tak odległej nam Słowacji, szarej, ponurej, brudnej dziury zbudowanej z betonowych bloków. Nie pochwalam również dworowania sobie z Watykanu i papieża, po prostu momentami robi się to chyba zbyt mocno obskurne, a na pewno już nie tak śmieszne jak to Amerykanom przy kręceniu filmu się wydawało.

Reasumując, "Eurotrip" zaliczyć należy raczej do produkcji dla małowymagającej widowni.