Film jest ciężki do oceny, bo sąsiadują ze sobą elementy na bardzo dobrym poziomie i takie, o których lepiej szybko zapomnieć. Na plus wypada zaliczyć bez wątpienia aktorstwo Aykroyda oraz Orlando Jonesa. Wszystkie postacie są papierowe, ale Jones przynajmniej zagrał papier z wdziękiem. Główna zaleta to porażające efekty wizualne. Spece od animacji komputerowej i scenografowie wymyślili nowy świat, totalnie odmienny od naszego, a jednocześnie rządzący się jednak pewnymi prawami biologii. Wygląda to pięknie i może nawet fascynować. Wprawdzie w niemal batalistycznej scenie finałowej widać pewne niedoróbki, ale naprawdę jest nieźle.
Natomiast czepiać się będę tradycyjnie scenariusza. Niestety, zachowano absolutną wierność pewnym utartym schematom kasowego filmu komercyjnego. Nie chodzi mi o brak pomysłów, bo na to nie można specjalnie narzekać. Mam na myśli raczej sposób prowadzenia akcji. Najpierw mały sukces dzielnych bohaterów, potem siły zła spychają ich w długi niebyt, a w finale mamy triumfalny powrót. Dobrze, że w tak widowiskowym obrazie nikt nie wgryza się specjalnie w to, co mówią bohaterowie, bo poza paroma chwytliwymi gagami jest naprawdę źle. Wątek miłosny to sztampa w najgorszym wydaniu. Jedyna mała zaleta to próba stworzenia kolażu paru gatunków: komedii, kina s-f i przygodowego, a nawet thrillera. Nie jestem tylko pewien, czy ta próba się udała.
Ogólnie warto ten film zobaczyć, ale można bez fonii. Wiele się nie straci.