lub coś tę mańkę. "Fata Morgana" to debiut reżyserski Vincete'a Arandy i zarazem pierwsza filmowa adaptacja jednego z szalonych pomysłów Gonzalo Suareza. Nie znam jeszcze co prawda zbyt dobrze filmografii żadnego z tych panów, jednak bardziej zalatywało mi to wszystko Suarezem.
Fabuła jest dziwacza, miejscami niemalże surrealistyczna, humor jest absurdalny i nieco czarny, a realizacja raczej skromna. Całość zaś - bezpretensjonalna. Można by ten film uznać za wygłup, psikus obu panów. Można nazwać go eksperymentem. Można trakotwać jako regularną komedię dla pewnej bliżej niesprecyzowanej niszy odbiorców. Można też zastanawiać się, czy Suarez nie ukrył gdzieś w tym całych chaosie jakiejś myśli. A jaka jest prawda? Jaki był zamysł Hiszpana, jaka jest właściwa droga odbioru tego obrazu? Tego nie wiem pewnie nikt, po za samymi twórcami.