Świetna ścieżka dźwiękowa, nieszablonowa fabuła i coraz lepsza gra Channinga. Mnie się podobał...po rozczarowaniu D-9, lekkiej poprawie nastroju surogatami, ten film mnie wręcz uszczęśliwił. Naprawdę ma fajny swoisty klimat...trochę jak Four Brothers...i nie wiem czy chodzi tu o sposób pracy kamery, muzykę czy też to, że grał tu Terrence Howard ale po prostu ten film jest niezły. Daję 8/10 ze względu na brak rewelacyjnych efektów specjalnych i to, że jak w każdym filmie walki mężczyźni mają metalowe szczęki i niesamowitą zdolność regeneracji co z kolei nie zgadza się z rzeczywistością a realizm ujęć właśnie do rzeczywistości próbuje nas zbliżyć. Polecam.
Po rozczarowaniu District 9? Czytam i przecieram oczy ze zdumienia...
Nie będę polemizował z Tobą, bo nie ma sensu (Ty masz swoje zdanie, a ja swoje, obaj raczej ich nie zmienimy), ale ja mam odwrotnie. "District 9" to jeden z najbardziej zaskakujących filmów s-f ostatnich lat. Natomiast "Fighting" moim zdaniem jest bardzo mierną produkcją.
<UWAGA MAŁE SPOJLERY!>
Po pierwsze widać, że film jest kopią o niebo lepszego "Samowolnego oddalenia" (tudzież "Lwiego serca") z van Dammem. Choćby motyw gościa, który bije się dla pieniędzy, którego "promotorem" jest murzyn, a który pomaga matce samotnie wychowującej dziecko. Pozmieniano nieco szczegóły i pewne realia, ale sama oś fabuły bazuje tym samym pomyśle. Dwa - nuuuuda panie, oj nuuuuda. Film toczył się bardzo leniwie niczym "przegub" do bazy, którego kierowca zatarł silnik. Naprawdę niewiele działo się w tym filmie i momentami myślałem, że zasnę. Po trzecie - dialogi. Były drętwe, nie miały polotu i mało było w nich przekazu emocjonalnego. Wiąże się to z pewnością z kolejną, czwartą wadą - aktorami. Nic nie mam do Channinga, ale był jak...Rasiak czyli przypominał mi drewno (a może drzewo - niepotrzebne skreślić). Jedynie Terrence coś wniósł do filmu, reszta statystowała. No i ostatni babol wg mnie - tytułowa walka (a raczej walki). Jak na film, w którego tytule widnieje "Fighting" to starć było stanowczo za mało. Oglądając ten obraz pomyślałem, że chyba coś pomyliłem (albo że komuś się coś pokićkało). Wrzucili raptem 4 walki i wsio (początkowej "bijatyki" na ulicy podczas kradzieży nie liczę, bo nie ma czego liczyć). W dodatku dwie z nich były śmieszne - pierwsza walka (z dresem) i druga (z mechicano). To miały być walki? Chyba chodziło raczej o zabawę w kotka i myszkę...Mógłbym jeszcze się przyczepić do paru rzeczy, ale po co kopać leżącego? Wszak to forum to nie "ring" z "Fighting"...
Film ode mnie dostaje 3/10. Dałbym 1/10, ale podobały mi się dwie kolejne walki - trzecie starcie (z Azjatą) i finał, choć przykrótki to moim zdaniem dość widowiskowy. Naprawdę nie spodziewałem się po tym filmie niczego specjalnego, ale nawet jak na lekką produkcję to pewne rzeczy potraktowano zbyt "lajtowo", wtórnie i bez polotu.
<KUNIEC SPOJLERÓW>
Dlatego filmu nie polecam. Zalecam raczej obejrzenie po raz wtóry w/w "Lwiego serca" zamiast stratę czasu przy tym przereklamowanym nudziarstwie.