W "Final Score" nie ma opie*dalania się. Fabuła zostaje zawiązana w kilkadziesiąt sekund (to chyba jakiś rekord) a body count wynosi ponad 30. Chris Mitchum idzie w tym filmie do przodu jak przecinak. Akcji, która wywołuje salwy śmiechu jest mnóstwo (zapomniałem wspomnieć, że film jest klasy "Z"), dialogi są wyjątkowo debilne, aktorstwo fatalne (Mitchum "grający" swoim lewym okiem jest przezabawny) a strzelaniny krwawe (zawsze jakiś plus ;d). Główny motyw muzyczny na syntezatorze jest całkiem dobry. Największe wrażenie robią jednak 2, 3 nieprawdopodobne sceny kaskaderskie.
Teraz konkrety (czyli co można zobaczyć w tej perełce kinematografii):
- najwolniejszy na świecie pościg samochodowy
-Mitchum wielokrotnie przelatujący samochodem nad innymi samochodami, na prostej ku*wa drodze ;d
-samochody i budynki wybuchające często i bez powodu
-scena w której Mitchum skacze na motocyklu z dachu, przelatuje przez helikopter zostawiając w nim granat (helikopter oczywiście zostaje rozpie*dolony)
-gwałt zbiorowy ;).
Je*any kvlt!