Arcydzieło, jedno z niewielu, film inspirujący, genialnie zagrany, wyjątkowy. Sztuka sama w sobie. Jeśli dano by mi do obejrzenia w życiu tylko trzy filmy, ten, prócz "Shawshank Redemption" na pewno znalazłby się na tej liście.
co w tym filmie jest takiego inspirującego?
arcydziełem też w żadnym wypadku nie jest
Cóż, każdy chyba może mieć swoje zdanie, prawda? :) Dla mnie był wyjątkowo inspirujący, jak już pisałem wcześniej, pomógł mi w jakimś sensie znaleźć w sobie odwagę, przełamać ograniczenia i bariery które wewnątrz mnie tkwiły. Biegam zresztą od tej pory, co serdecznie polecam i Tobie, wyśmienity dopalacz. Inspirująca była postawa głównego bohatera, który mimo swoich ograniczeń potrafił pójść dalej niż Ci którym życie owych ograniczeń poskąpiło. Ponadto Hanksowi nie można odmówić charyzmy i umiejętności gry aktorskiej, był on świetnym wyborem do roli głównego bohatera. Pozdro.
Zgadzam się, doskonały film! Szczególnie wzruszyła mnie ostatnia scena :)
Z innej beczki, dlaczego nie mogę zagłosować na ten film? Wyskakuje mi tu jakaś debilna tabelka... :/
''Forrest Gump'' nic nowego nie odkrywa, to co w tym filmie zostało przekazane to tylko oklepany banał. To samo już wcześniej przekazywał Sylwester Stallone pisząc scenariusz do ''Rockiego'' - to jest dopiero inspirujący film.
Zgadzam się, temat towarzyszy ludzkości od zarania dziejów, ale czy tylko coś co jest całkowicie nowe może zostać arcydziełem? Film, moim skromnym zdaniem, po prostu został doskonale zrobiony. Przyznaję, Kane'a nie widziałem, ale po tej sugestii z pewnością go obejrzę :)
Podpisuję się jedną jak i drugą ręką pod powyższym :) Oglądając Forresta czułam się, jak gdyby treść filmu dotyczyła mnie samej- autentycznie przeżywałam to, co bohater, targał mną cały wachlarz emocji .. To wielka sztuka, zagrać go tak, jak uczynił to Tom Hanks. No i piękny morał...nic dodać, nic ująć :)
Tak - ten film to rodzynek. Dla mnie - rodzynek w, hm, byciu uroczym i takim ... ciepłym. Po seansie czuję się zawsze jak po zdjedzeniu ogromnego garnka płynnej melcznej czekolady. Emocjonalny, trochę oderwany - rodzynkowaty do granic. A i nawiązania muzyczne - kolejny smaczek.
Warto przeczytać książkę. Ogólnie jest o tym samym, ale w większości przedstawia zupełnie inne zdarzenia (bardzo ciekawy i żadki sposób na połączenie książki z filmem - dzięki temu obie pozycje trzymają klasę i są równie ciekawe, nie zależnie od tego, z którą się najpierw zapoznamy). Druga część niestety rozczarowuje (aż dziw, że jest tak mało zabawna w porównaniu z pierwszą).
Przyznam się, Witku, że nie wiedziałem o książce :) To chyba objaw mojej ignorancji. Bezwzględnie upoluję i przeczytam. Dzięki za info.
Tak, książka również warta przeczytania. ;) To zaskakujące, że naprawdę dużo morałów i, jeśli mogę to tak nazwać, wielkie treści, można umieścić w tak lekkim i przyjemnym języku. Staram się zazwyczaj czytać pierwsze książki, a potem, jeśli jest, obejrzeć film na jej podstawie- w tym przypadku było inaczej. Ale tylko dlatego, że wtedy nie wiedziałam jeszcze o książce. I to miłe, bo wcale nie czytało mi się gorzej. ;]