Co wam się bardziej podobało? Książka czy film? Mnie zdecydowanie film. W książce było za dużo opisów, a za mało akcji. I sam styl pisania też nie przypadł mi do gustu. "Złe namiętności", czy coś o tym znaczeniu. Dla mnie dziwne. Chociaż jak wiadomo książka pozostawia większe pole dla wyobraźni, jednak moja była chyba uśpiona przy lekturze "Frankensteina". A wy jak myślicie?
I tu się z tobą nie zgodze - książka była dużo lepsza,więcej było ukazanych uczuć,emocji,przeżyć Frankensteina i potwora a w film niby był na pdstawie książki ale niestety niektóre sceny były wymysłem reżysera a część w po prostu złej kolejności.Wracając do książki mimo iż było dużo opisów to jednak mnie to nie przeszkadzało,przeczytałem ją jednym tchem.
Książka była nieczytalna. Pomijam tu już egzaltowany styl, ale sama postać ksiażkowego Frankensteina sprawiała ze robiło mi się niedobrze. Bubek i infantylny, egzaltowany idiota, niezdolny przyjąc odpowiedzialności za swe czyny. Co innego filmowy, tego mogłam polubić i zrozumieć ze chciał dokonać wielkiego dzieła, zapomniawszy w naukowym rozpędzie o dość istotnym szczególe zwanym moralnością.
ja zdecydowanie jestem za ksiazka! jesczez nie spotkalem filmu ktory bylby lepszy od ksiazki na podstawie ktorej go nakrecono. wielu osoba przeszkadzaja zbyt dlugie opisy ale ja chyba jestem przyzwyczajony bo wogole nie zwrocilem tu uwagi na ich nadmiar. dla tych ktorym przeszkadzaja zbyt dlugie opisy we Frankensteinie polecam kinga... 'To' a w szczegolnosci 'mistaczko salem'. tam to dobiero sa OPIIIISY ;p
Na początku powiem, że nie czytałem książki (proszę mnie nie linczować, bo zamierzam wkrótce to nadrobić). Moim zdaniem film jest dobry, ale bardzo staroświecki - co z jednej strony daje mu wiele uroku, a z drugiej trochę denerwuje. Wydaje mi się, że tu idzie w miarę wiernie za książką, która w końcu ma na karku te dwa stulecia. Totalne nieprawdopodobieństwo fabuły czasem lekko irytuje, motywacje bohaterów są nieprzekonujące, ale historia broni się... no właśnie.. czym?
Myślę, że postacią monstrum, która jest bardzo przejmująca i wprowadza pytania na temat człowieczeństwa nie mniej ważkie od tych, które stawiał chociażby Philip K. Dick, a za nim "Blade Runner" Ridleya Scotta.
W warstwie czysto formalnej, De Niro zdominował ten film aktorsko i to właśnie siła jego gry, bardziej tutaj niż scenariusz czyni tę postać najciekawszą i najsympatyczniejszą w całej fabule. Takie przynajmniej są moje odczucia. Faustiański motyw doktora Frankensteina nie jest aż tak elektryzujący, mimo że stanowi tu trzon opowieści. Podoba mi się klamra jaką spięta jest historia, ładnie i subtelnie podkreślająca morał opowieści. Cenię zresztą Aidana Quinna jako aktora. Jak już jestem przy aktorach, to nadmienię, że miło mnie zaskoczyła poważna rola Johna Cleese'a.
Podsumowując, film dobry, świetnie zrealizowany i zagrany, ale nie doskonały. Jestem ciekawy książki, aczkolwiek teraz pewnie doktor Frankenstein w mojej wyobraźni na zawsze zostanie Kennethem Branaghem, a monstrum - Robertem De Niro :)
Książka może wydawać się infantylna i naciągan, a opisy dosyć nudne, jednak należy zwrócić uwagę na to, że takl właśnie pisali książki romantyczni twórcy. Opisy przypominają bardziej "Pana Tadeusza", niż powieść grozy. Jednak uważam że wyszło to wspaniale. Wolę książkę, chociaż film uważam ża równie udany.