Ale dla mnie ten film nie był straszny. Tylko bardzo smutny, i wzruszający. Co za idiota stwarza istotę ludzką z uczuciami i zostawia ją na pastwę losu, żeby inni mogli z niej szydzić. victor był strasznym egoistą i cymbałem. Skoro już stworzył frankensteina to mógł mu stworzyć jakąś kobietę co mu szkodziło!! Nagle zmądrzał? obuziło się w nim sumienie?.. Szkoda mi było tylko Frankensteina :)
może mała poprawa na początek: Frankesnstein to nazwisko twórcy. niestety, film z lat 30 wbił ludziom do głów, że "Potwór" (jak go nazwała Shelley) się nazywa Frankenstein :/
ja też się nie bałam tego filmu. może tylko mi trochę skoczyło ciśnienie, jak deNiro wyrywa serce Helence ;)
nie zgodzę się do końca, ze Victor był po prostu egoistą i cymbałem. w filmie jest to bardzo pięknie ukazane, on za wszelką cenę pragnie pokonać śmierć, niezupełnie zdając sobie sprawę z ewentualnych "skutków ubocznych" swojego "eksperymentu". ale zgadzam się, że w sumie jakąś kobietę mógłby swojemu "królikowi doświadczalnemu" stworzyć. w książce tego nie robi, bo boi się, że Potwór nie dotrzyma słowa. w filmie wścieka się, że ma krajać ciało swojej dawnej znajomej
ale na pewno najżałośniejszą, najtragiczniejszą i najbardziej budzącą żal postacią jest Potwór... deNiro zagrał go po prostu niesamowicie, a przy ostatnich scenach naprawdę chciało mi się płakać...
świetny film...