Właśnie jestem po seansie i wrażenia bardzo pozytywne. Może i zakończenie trochę banalne i zbyt proste, ale myślę, że chodziło tutaj o ukazanie miłości, jej narodzin i jej piekna na tle pustej młodzieży, której miłość kojarzy się tylko z tą fizyczną. A prawdziwa miłość to właśnie ta na moście...ta chwila totalnego połączenia duchowego z Tą osobą. Tutaj oczywiście mamy do czynienia z tą "inną" miłościa, czyli trudną bo lesbijską. Ale przecież "miłość zwycięża wszystko.":)
A jeśli chodzi o tolerancję...scena, w której matak Agnes tłumaczy jej braciszkowi co to znaczy "lesbijka" najlepiej obrazuje naszą tolerancję wobec homoseksualistów. Wszystko jest ok, dopóki to nie jest ktoś z naszej rodziny. Bo to przecież "niemożliwe".
Świetnie się ten film ogląda, polecam wszystkim
*_*_*
Mnie akurat ubodła trochę scena rozmowy matki Agnes z synem. To było tak schematyczne, że aż zabolało w tak dobrym filmie. Wolałabym, żeby w tym względzie twórcy wykazali się na oryginalność, a nie tylko na coś w stylu: kobieta tłumaczy udając tolerancję, a gdy się okazuje, że sprawa dotyczy jej córki, z tej tolerancji się wycofuje. Dla mnie to nic więcej niż schemat, nic odkrywczego.
Zakończenie mi się podobało właśnie ze względu na prostotę. Po prostu nie mogło skończyć się inaczej!! Jakiekolwiek inne zakończenie zmieniłoby charakter filmu, a prosta opowieść o nastolatkach i poszukiwaniu przez nich (a szczególnie jednej) własnej tożsamości i samookreślenia w życiu było tym, co mnie najbardziej zainteresowało.