Nie rozumiem powszechnego zachwytu tym filmem. Historia jest banalna, dialogi dość drętwe, zachowanie bohaterów do bólu przewidywalne. I do tego najdurniejszy sort happy endu. Film nie wnosi nic odkrywczego, nie wyzwala emocji, jest niemrawy w formie i treści - ludziska, toć to wszystko było.
Wszystko już było. Ale nie tak, jak w tym filmie.
Autentyzm, oszczędność środków, genialne aktorstwo, jednocześnie pomimo niełatwej tematyki (i nie chodzi tylko o preferencje seksualne) i surowości realizacyjnej film jest niesamowicie ciepły i sympatyczny oraz bardzo przyjemny w odbiorze. A sam Bergman nazwał go arcydziełem - z grubsza podpisuję się pod wszystkim w drugiej połowie tej recenzji http://www.filmweb.pl/f30595/Fucking+Amal,1998/recenzje?review.id=1223
I wcale nie ma tam prostego happy endu - po scenie coming outu jest jeszcze jedna krótka scenka na zakończenie filmu - bardzo dobrze przemyślana i bardzo ważna. Znajdź sobie na forum lub w guglach coś o jej interpretacjach ;D