Moim zdaniem przemowa sierżanta Hartmana na początku filmu, to jedna z najbardziej kultowych scen w historii kina. To, jak poniżył wszystkich rekrutów, jego mowa, sposób poruszania się, mimika, niekończący się zasób przekleństw- wszystko było perfekcyjne. Ciekawi mnie, czy aktor grający Lawrence'a faktycznie miał taką śmiechawę, czy scena z jego duszeniem była zaplanowana, czy Ermey poszedł na spontana?
Szkoda, że część filmu po szkoleniu już wyraźnie odstawała.