Gatunek nazywa się film "katastroficzny".
'Dante's Peak' nie jest najwybitniejszym przedstawicielem gatunku. Nie jest też jednak najgorszym.
Fabuła taka, jak wiele innych: coś od początku zapowiada rychłą katastrofę (tu akurat erupcję wulkanu, w innych przypadkach: trzęsienie ziemi, pożar drapacza chmur albo pożar w tunelu, katastrofę samolotu, atak rekina żarłacza...). Jedni ludzie chcą szybko zadziałać prewencyjnie, inni zaś - motywowani mamoną bądź oportunizmem - zwlekają z działaniem i zostaną za to później ukarani. Budowa psychologiczna postaci z reguły jest namalowana kilkoma prostymi kreskami; aktorzy raczej nie będą mieli okazji do stworzenia oscarowych kreacji.
Potem jest mniej lub bardziej chaotyczna akcja ratownicza. Ale spoko: z góry wiadomo, że dzieci ocaleją. Niekiedy nawet zwierzęta domowe zostaną ocalone.
Summa summarum: w tym gatunku najbardziej liczy się efektowność efektów specjalnych. Jakie są efekty tutaj? Nienajgorsze, zważywszy na datę realizacji, ale na kolana nie rzucają.
Jeśli ktoś ma trochę wolnego czasu, niechaj obejrzy. Raz.