To najgorszy azjatycki horror jaki do tej pory obejrzałem.Tajlandzkie produkcje może nie rzucają na kolana, ale zazwyczaj trzymają jakiś tam poziom.Potrafią zainteresować widza ciekawą historią, często czerpiącą garściami z lokalnych wierzeń i legend, co dla zachodniego widza jest powiewem świeżości.Ale w tym przypadku twórczy zaserwowali nam jakiś koszmar - nic nie trzyma się kupy, historia jest niezrozumiała i przez 99% procent seansu widz drapie się po głowie, zadając sobie pytanie "o co tu to jasnej ciasnej chodzi??".Masakra.Twórcy skaczą od sceny do sceny, nawet nie siląc się na próbę wyjaśnienia widzowi czego właśnie jest świadkiem.Niby finał coś tam wyjaśnia, rzuca jakieś światło na fabułę, ale tonie on w rzadkim g..wnie jakie serwowano nam przez 95% seansu.Odbiór całości jest tak zły, że nawet najlepsze we wszechświecie zakończenie nie zrekompensuje półtora godzinnej mordęgi.Bohaterowie to jakiś żart - banda kretynów, których motywacje są tak idiotyczne, a głupota osiąga taki poziom, że stereotypowy nastolatek z amerykańskiego slashera to istny Einstein i Hawking w jednym.Jedynym plusem jest lokacja - mroczny las, zatęchłe bagna i ruiny świątyni, za to dałem 2/10.Omijać to szerokim łukiem , no chyba, że ktoś chce stracić półtorej godziny życia.

Do dziś za najgorszy azjatycki straszak uznawałem "Mroczny Las" - Game pluh phi bezlitośnie go zdetronizował.