Rewelacyjny film Scorsese, z genialną rolą Day-Lewisa. Tak w zasadzie mógłbym skończyć pisanie recenzji. Historia wciąga, ciekawi i w ogóle nie nudzi. Całość trwa prawie trzy godziny i w ogóle tego nie odczułem. Początek jak u Hitchcocka, a potem jest jeszcze lepiej. Dziwię się, że taki film poniósł klęskę oskarową. Szkoda. Dobra rola Di Caprio, z pewnością nie najlepsza w karierze ale zdecydowanie sobie poradził. Diaz w tym wszystkim wypadła blado ale to drugi plan, mimo wszystko. W tle świetny Brendan Gleeson, on rzadko w filmach się pojawia ale jeśli już to z przytupem. Jedyne co mnie trochę zdziwiło to groteskowość przemocy. Niby się mordują, biją, latają siekiery i inne kilofy... a jednak w ogóle nie czuć tej grozy, tej makabry. Było tu coś teatralnego, odrealnionego. Nie wiem czy taki był zamiar ale trochę mi to wszystko zniekształcało odbiór. Nie przeżywałem tego filmu proporcjonalnie do powagi zdarzeń, o których opowiada. Tym niemniej to naprawdę dobry film i zdecydowanie polecam. Kolejny utwór Scorsese lepszy niż Infiltracja, za którą przyznali mu nagrodę akademii. No i jeszcze raz - Day-Lewis - czy ten gość ma słabe role?