Pamiętam, że jako dziecko bardzo lubiłem oglądać francuskie filmy spod znaku płaszcza i szpady. Były żywe, barwne i niezwykle interesujące. Myślę, że to był naprawdę dobry okres kina przygodowego. Inny niż dziś, ale niezły.
Problem tylko w tym, że kiedy oglądam je po raz kolejny, po wielu latach, one nie są już takie same - nie są tak samo dobre. To co kiedyś wydawało się wartką akcją, dziś zakrawa o płytką fabułę. To co kiedyś było porywającą grą aktorów - no cóż - dziś nie wydaje się być aż takie porywająca. A to co kochaliśmy najbardziej, czyli te wspaniałe pojedynki, z reguły okazują się być oklepanym schematem "dobry zawsze skopie tyłek temu złemu".
Niestety pod wieloma względami kino płaszcza i szpady to anachronizm kinowy. Banalny i eskapistyczny. Może więc dobrze, że dziś jest ono nieco zapomniane i mało kto je ogląda. Choć polecam je małym dzieciom i młodzieży, bo to właśnie wtedy najbardziej lubimy takie przygody :))
Dokładnie tak. Kocham podobnie jak i ty te stare, dobre filmy kostiumowe z gatunku płaszcza i szpady. Przyznam się, że to nieco prawda z tym, że są niekiedy one banalne i praktycznie mają taki sam układ akcji, a wszystko dobrze się w nich kończy. Jednakże nie zmienia to faktu, że kocham właśnie te filmy i uwielbiam te z Jeanem Maraisem. Kiedyś nie lubiłem tego aktora (bo grał Fantomasa), ale jednak teraz go uwielbiam. Cudowny aktor. Wielką szkodę poniosło francuskie kino, kiedy on zmarł.