Można by powiedzieć film tak słaby, że aż dobry.

Pierwszą część Gatunku oceniłem na 5. Dlatego po tej, dużo
sobie nie obiecywałem. Zazwyczaj kontynuacje są gorsze od oryginału.
Miło się jednak rozczarowałem i oceniłem ją wyżej niż jedynkę.

Fabuła lepsza niż w pierwowzorze. Oczywiście historia
jest prosta jak budowa cepa, ale z klimatem tego filmu i sposobem
jego realizacji współgra idealnie. Opowieść jest wciągająca.
Tak jak w jedynce jest sporo erotyki, krwi i scen gore
jak choćby ta w której lekarze przeprowadzają sekcję zwłok
kobiety astronauty.

Najbardziej udanym motywem opowieści jest ten w którym
Ross sprowadza wszystkie swoje dzieci do opuszczonej szopy, gdzie
następnie zamieniają się w kokony. Co do efektów specjalnych
to uważam, że są lepsze niż w pierwszej części. Choć jest z nimi
różnie. Finałowa scena pojedynku z obcym jest zrobiona
całkiem nieźle. Monstrum widać w całej okazałości. Jak przystoi
na kontynuacje jest ono większe i paskudniejsze niż w jedynce.
Jednak scena, w której Rossowi odrasta głowa jest tak słabo
wykonana i tandetna, że na myśl przywodzi filmy z cyklu "Boa kontra pyton",
"Rekinado" czy inne tym podobne z-klasowe produkcje. Podobne wrażenie
sprawia również broń, jakiej główni bohaterowie używają do zwalczania
kosmitów. Srebrne pistoleciki działające jak gaśnica.

Obsada jest mniej znana od tej z pierwowzoru. Michale Madsen
gra świetnie. Cały czas "z przymrużeniem oka", z uśmiechem na twarzy
jakby starał się powiedzieć widzom - wiem, że ten film to tandeta
i kaszana i co z tego, ja bawię się dobrze i jeszcze biorę za to pieniądze.

Co do Natashy to stwierdzam, że prezentuje się o wiele lepiej
niż w części pierwszej. Jest prawdziwą ozdobą filmu. Jest seksowna,
jej fizyczność robi wrażenie i przykuwa wzrok do ekranu.

Moja ocena to 6/10.