Coś takiego jest w serii "Planeta Małp", że metaforyczny obraz współczesnego świata zaczyna nasz wciagać i z sentymentem chce się wracać do tego klasycznego "Get your hands of me, you damn dirty Ape". Więc jak tylko usłyszłaem, że planują nakręcenie rebootu serii pomyślałem: po co? dlaczego? I wtedy przypomniałem sobie, że tak samo reagowałem gdy ogłoszono nowy Star Trek. Tak więc udałem się do kina i..... Naprawdę miłe zaskoczenie.
Nie traktuję tego filmu jako dzieło, lecz jako coś co zainteresuje nowych widzów czymś co jest mi bliskie od tak wielu lat. Jest kilka wad i kruczków do których filmwebowicze będą się odnosić; np.: (mam nadzieję, że nie spoileruję) skąd tyle goryli w San Francisco, czy też sprawy podnoszone w innych postach. Nie zgadzam się, że z innymi wpisami, że 'nowy lek' to temat ograny. Tu potrzebne jest trochę wiedzy na temat terapii genetycznej i w jaki sposób obecne w filmie 'wirusy' są częścią tej procedury. Problem we współczesnej nauce jest taki, że wirusy mutują, więc nie wiemy jak taka terapia ukazane w filmie może skończyć się dla ludzi. Wplecenie tego w rozwój inteligencji czy też całej kognitywistyki gatunków naczelnych jest zgodne z założeniami powstania powieści.
W oryginale, mieliśmy metaforę na zagrożenie wojną nuklearną i zniszczenia świata. Charlton Heston krzyczał: "Wreszcie to zrobiliście!!!!" Tu widzimy jak współczesna nauka balansuje na granicy. Pani wetereynarz mówi: "Pewnych rzeczy nie powinno się zmieniać". Dla wielu jest to pretekst do zarobku jak u Jacobsa. Zatem wcześniej zagrożeniem dla ludzi był podział świata, teraz to szeroko pojety monopol firm farmaceutycznych na leki. Wielu z nas zadaje sobie pytanie "czy lek nie może być tańszy?" Jednak ofiar będzie wiele. Wiele osób desperacko próbuje i bierze udział w leczeniu nowoczesnymi lekami, które to mogą z jednej strony zachamować proces jednej choroby, lecz mogą też skutkować działaniami nieporządanymi. Ale każdy z nas walczy o swoje życie. Tak jak małpy.
Jest wiele interpretacji Planety Małp; każdy ma swoją i nie mam zamiaru narzucać swojej opinii. Tych prawd mozna też szukać w nowym filmie. Pozostaję przy zdaniu, że "Geneza" wpisuje się w pewien cykl interpretacji chrakterystyczny dla całej serii.
Co do samego filmu to John Lithgow pięknie ukazuje chorobę o której tak rzadko się mówi. Franco może być, choć nie jest to rola na miarę "127 godzin". Natomiast Andy Serkis jak zawsze 10/10. Czy ktoś mógłby wreszcie docenić jego talent. Ja wiem, że to animacja, ale jest to motion capture, więc tam gra człowiek. Przy Gollumie został pominięty (bądź przekleta na wieki Akademio!!!), więc może czas docenić człowiek, który jak na aktora przystało gra całym ciałem (i to widać).
Zatem film wpisuje się w świetną serię i jako element cyklu to mocne 7,5/10. Ciekaw jestem waszego zdania.
Pozdrawiam
Świetnie to wszystko ująłeś, nic dodać nic ująć. Należy się 7 i pół (czasem żałuję, że nie ma takiej oceny).