Hmm,
jedyna śmieszna scena jaką zapamiętałem był moment, kiedy obudziłem moją żonę chrapaniem... tak mniej więcej na półmetku filmu - wtedy jest najbardziej nudny. Niestety.
Pozostali widzowie też raczej nie pękali ze śmiechu. Choć frekwencja była wyjątkowo wysoka, śmiech był raczej rzadkością - może przez ten kryzys (film oglądałem na Canary Wharf, gdzie ponoć ostatnio na bruku wylądowało kilka tysięcy osób)?
Osobiście odradzam - jakiś taki odgrzewany pomysł z odgrzewanymi morałami.
pod wzgledem moralow itp zgadzam sie, nawet fabula z eve mendez byla jakas taka ostatnio, ale jako komedia romantyczna bez tego dodatku to lepsze niz pare rzeczy z tego roku.
ja sie przed chwila zasmialem jednak pare razy,
a scena? jak doktorka z opalenizna ma mu wytłumaczyc co z operacja poszlo nie tak. swietna jest.
zona akurat musiala przespac bo to 1sza polowka.
Śmieszna była ta scena z chińskimi imionami i psem, który wyglądał jak koń ;) Na początku główny bohater mnie denerwował, ale po przemianie było już spoko. Ogólnie film całkiem fajny.