GITS to przykład tego, czym może być kino animowane. Anime to zupełnie inna jakość, która poprzez kreskę, obraz narysowany potrafi - jeśli chce - przekazać głębsze myśli, niż tylko bawić się w postmodernistyczne cytowanie dzieł pop-kultury. Oto dostajemy kilkuwarstwową opowieść. Na pierwszym planie mamy intrygę kryminalną. Po sieci grasuje nieuchwytny hacker, którego machinacjom próbuje przeciwstawić się elitarny, tajny oddział cyborgów. Jednak ta intryga szybko łączy się z politycznymi zawirowaniami i planami, nie do końca znów legalnymi. Już samo to byłoby w stanie uczynić z GITS film ciekawy. Jednak twórcy wprowadzili etap trzeci, metafizyczny i na nim to właśnie zbudowali cały nastrój. Otóż pod przykrywką rasowego thrillera kryje się rozprawa filozoficzna nad życiem, co je definiuje, co definiuje jednostkę i jej samostanowienie. Znakomite obrazy, porywająca muzyka (poruszający jest przede wszystkim główny motyw) tworzą niezwykłą atmosferę, oczarowującą i zmuszającą do refleksji.
Choć nie jest to zdecydowanie moja ulubiona anime, to mimo wszystko jest to film warty obejrzenia.