Inaczej nie mogę nazwać tego dzieła. Ledwo włączyłam film, a już chciałam go wyłączyć, bo skręcało mnie z zażenowania. W końcu zaczęłam traktować to jak film komediowy, ale niewiele pomogło. Śmieszne jest tu wszystko - gra aktorska (patrz szczególnie: Koterski I Pawlicki), charakteryzacja (łysina generała powinna być jej podsumowaniem), dialogi (pisała chyba osoba od "Ukrytej Prawdy"), i muzyka... Z tego nie mógł wyjść dobry film. A szkoda. Ja jako osoba nieinteresująca się historią, ale słysząca od babci, jaki to Gierek był wspaniały i kochany, chciałam obejrzeć poważny film o w sumie ciekawej postaci, wzbudzającej w społeczeństwie mieszane odczucia - dla jednych jest bohaterem, dla drugich wręcz przeciwnie. Dostałam za to mało obiektywną (tak czuję) żenującą komedię. Gratuluję twórcom, już dawno nie widziałam tak złego filmu.
Gdy Gierek doszedł do władzy, miałem 13 lat. Moja Babcia zachwycała się jego wystąpieniami. Zawsze dobrze ubrany, o zupełnie innym stylu przemówień niż Gomułka, obyty w świecie, czy rozmawiający w czasie niektórych wizyt zagranicznych bez tłumacza. Robiło to wówczas wrażenie. Poza tym nagle Polska otwarła się na Świat, paszporty wydawano częściej, a i turystyczne promesy dewizowe się pojawiły (130, a potem 150 $ po kursie państwowym). W początkowym okresie wzrosła też konsumpcja. Pojawiły się Fiaty 126p, a mieszkań nigdy nie budowano tak dużo, jak za Gierka. Zmiana podziału administracyjnego na 49 województw przyniosła awans prowincjonalnym miastom. Apologeci Gierka widzą tylko to. Ale nie mówiono nam, że wiele z tego jest na kredyt. Poza tym ludzie władzy nagle zaczęli bezwstydnie się bogacić, bo wszyscy mieli być równi, ale niektórzy byli równiejsi. To w tym okresie wykształciło się "załatwianie" deficytowych dóbr i usług. Były zawody, czy regiony kraju uprzywilejowane, bo stanowiły podporę władzy. Karnawał trwał 5 lat, potem skończyły się łatwe pieniądze, a kredyty spłacaliśmy jeszcze w XXI wieku. Inwestycje przemysłowe albo okazały się nietrafione (bo były skierowane na eksport do ZSRR i innych krajów RWPG), albo zużyły się w okresie transformacji ustrojowej z braku serwisowania, części zamiennych, czy po prostu stały się przestarzałe. Ale wielu, w sprzedawaniu dawnych fabryk PRL-owskich w latach 90-tych, widziało grabież majątku narodowego. Zostały tylko bloki z wielkiej płyty...
Właśnie taki zarys historii Gierka i jego Polski słyszałam. Nie zgłębiałam się nigdy w temat. Zawsze krzywiłam się na te peany mojej babci dotyczące Gierka, bo prawda jest taka, że spłacać musieli tę zabawę moi rodzice później, a w sumie i moi dziadkowie, tylko może nie zdawali sobie do końca z tego sprawy. Cóż... Szkoda, że wyszedł z tego taki film.
Podobna mitologia rodzi się na naszych oczach. Dotyczy tym razem ostatnich ośmiu lat. W pewnych regionach Polski programy rozdawnictwa pieniędzy odczuwalnie poprawiły poziom życia. Dodatkowo życie w bańce informacyjnej TVP i popierającego ówczesną władzę kościoła instytucjonalnego, wpłynęło na postrzeganie rzeczywistości. Ale w naszej części Europy jest tendencja do kreowania uwielbienia dla "ojca Narodu". Władzy uosabianej przez jednostkę, stojącą ponad państwem i o wszystkim decydującej, bo wie lepiej, widzi dalej, po prostu geniusza. Był Piłsudski, był Gierek, a ostatnio wiadomo kto...
Tak, to chyba jakaś nasza cechą narodowa. Takie pragnienie posiadania jakiegoś autorytetu czy właśnie "ojca narodu", jak to nazwałeś. Za wszelką cenę i bezkrytycznie.
Jeszcze co do tęsknot za Gierkiem. Dla wielu ludzi były to czasy, gdy byli młodzi i odnosili sukcesy życiowe, związane ze zmianami w kraju, nabyli swój pierwszy samochód, dostali pierwsze mieszkanie, wyjechali za granicę, czy wreszcie dorobili się dzieci. Te wspomnienia skleiły się z epoką gierkowską tak dalece, że nie sposób dokonać jej krytycznej oceny.
Co do mieszkań, to wówczas wydawało się, że kilkunastoletnie oczekiwanie na przydział, to coś strasznego. Sam dostałem mieszkanie po 14 latach stażu w spółdzielni mieszkaniowej. Potem wykupiłem je na własność za równowartość Fiata 126p. Teraz bierze się takie mieszkanie, na jakie starczy zdolności kredytowej, by spłacać je 35 lat, biedując i drżąc skąd brać pieniądze na kolejną ratę. A potem można usłyszeć od Dziadków, że za Gierka to się żyło...
Jeszcze dodam, co pisałem w innym temacie.
W filmie można dostrzec wiele uproszczeń i nieścisłości:
- Widz może odnieść wrażenie, że w PRL-u I sekretarz KC PZPR rządził jednoosobowo, a rząd składał się z premiera i ministra obrony (jest tylko jedna scena z wejściem do gabinetu Gierka większej liczby, bliżej nie określonych osób, co budzi jego zdziwienie). W tej narracji brak jest Biura Politycznego KC, zjazdów PZPR, frakcji skupionych wokół znaczniejszych dostojników, czy rozgrywek sekretarzy wojewódzkich. A wszystko to kształtowało sposób sprawowania władzy. Pierwowzór Maślaka miał pełnić nadzór nad MON i MSW, ale drugiego z ministrów w filmie brak. Parlamentu, ani partii satelickich ZSL i SD również w tej wersji Świata równoległego nie uświadczymy.
- Nawet SB w tak ukazanym PRL-u cierpi na braki kadrowe. Przez cały film (a to 10 lat) przewija się dwóch, "Dowcipniś" i "Głąb". Jak Polska długa i szeroka, zawsze oni. Nie awansują, nie zastępują ich młodsi funkcjonariusze. Pełni poświęcenia prawdziwi czekiści.
- Na tym tle nie powinno dziwić, że również przedstawicieli ludu pracującego ząb czasu nie naruszył.
- Równie skromnie wygląda władza w ZSRR. Breżniew przyjeżdża do Polski (był tylko raz, w 1974) bez świty, Czeka na niego samochód terenowy Gaz 69, nawet u nas od kilku lat zastępowany przez UAZ-469. W rzeczywistości Breżniew jechał potem przez Warszawę w otwartej limuzynie rządowej, zapewne Czajce, by przypodobać mu się. Gdy już dogorywa, jego rozmowa z Gierkiem odbywa się bez grona doradców. Naradę dotyczącą destabilizacji sytuacji w Polsce prowadzi się w gronie samych mundurowych, bez udziału partyjnych polityków. Z tego co wiem, KGB urwało się ze smyczy dopiero w chwili rozpadu ZSRR. Wychodzi na to, że Breżniew miał ułudę władzy.
- Wszystko w typ filmowym PRL-u jest przaśne i anachroniczne. Gierek do Moskwy leci dwupłatowym, wojskowym AN-2, w wersji dla spadochroniarzy. W tym czasie w PLL LOT były używane na liniach lokalnych AN-24, a międzynarodowych TU-134. Ale "Pierwszy" był taki skromny... A przecież w tym czasie istniał 36 Specjalny Pułk Lotniczy, mający w swych zadaniach transport VIP-ów, zapewne podobnym sprzętem jak LOT.
- Wisienką na torcie jest wątek z "polska bombą neutronową", która miała zastraszyć ZSRR i uniezależnić od niego Polskę. Twórcy filmu zapomnieli, że w tym czasie stacjonowało u nas blisko 70 tys. żołnierzy radzieckich, a o rzut beretem w NRD były ich setki tysięcy. Przykład Węgier w 1956 i Czechosłowacji w 1968, pospołu z "doktryną Breżniewa", raczej skutecznie pomysły wyjścia z bloku wybił z głowy reszcie państw socjalistycznych.
Zamysłem twórców filmu było zapewne wykazanie, że za czasów Gierka doszłoby w Polsce do skoku cywilizacyjnego, gdyby nie zdradzieckie knowania. Nie było mu dane doprowadzić reform do skutku. Pod tym względem jest jak Nikodem Dyzma. Nikt nie sprawdzi, co mogło z tego wyniknąć. No tak, ale w filmie. Bo co wynikło w realnym świecie, spora część Polaków zna ze swoich przeżyć.
I to jest problem tego filmu. Mimo że, tak jak napisałam, historia to był i jest dla mnie koszmar, to coś mi przez cały film nie grało. Film, prócz tego, że artystycznie jest dnem, to jeszcze zawiera właśnie te nieścisłości historyczne, które mogą być zauważone nawet przez ignorantów. Ubolewam strasznie, że wyszedł taki film. Uważam, że taka postać zasługuje na prawdziwy film biograficzny, a nie komedię. Ze wszystkimi wadami i zaletami, a nie z lukrem na siłę lanym tonami na Gierka. Zwłaszcza, że coraz mniej ludzi będzie wiedziało, jak było. Po tym filmie można odnieść wrażenie, że moja babcia miała rację - Gierek był wspaniały, a jego raj runął tylko i wyłącznie przez ZSRR. Żadnych wad, coś tam niby film przebąkiwał o długu, ale było to zmarginalizowane. Nie, to naprawdę zły film. Młodsze pokolenia zdecydowanie nie powinny go oglądać bez krytycyzmu, bo skutki mogą być opłakane.
Problem w tym, że "młodsze pokolenia" mają to gdzieś. PRL to kombatanckie opowieści, najczęściej rzekomych opozycjonistów (jak choćby prezes pewnej dużej partii, który przespał wprowadzenie stanu wojennego i co gorsza nie chcieli go nawet internować), lub przechwałki, jak ktoś w tamtych czasach potrafił wykorzystywać system i nieźle żyć (mam w rodzinie dwóch dawnych pracowników PGR na kierowniczych stanowiskach i ciągle muszę słuchać o ich machlojkach). Jak ma to zainteresować młodzież, która nie zrozumie, że można było wtedy mieć pieniądze, ale nie było czego za nie kupić? A zwłaszcza tego, co potrzebne. Co gorsza Polacy nie czytają, młodzi też. Nie dowiedzą się jak było, choćby nie wiem jak znakomite książki o PRL-u powstały. Dadzą za to wiarę szemranym stronom internetowym i mediom społecznościowym, łykając każdą bzdurę. Gdy patrzę na zasięg ruchu antyszczepionkowego, to nic nie jest w stanie mnie zdziwić.