PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31669}

Goście Wieczerzy Pańskiej

Nattvardsgästerna
7,7 5 786
ocen
7,7 10 1 5786
8,1 14
ocen krytyków
Goście Wieczerzy Pańskiej
powrót do forum filmu Goście Wieczerzy Pańskiej

Słowo "wiara" jest kluczem, znowu zadajemy sobie pytania, w wierze się tego nie robi, wie się, że coś jest i koniec. Jest Bóg koniec kropka, Maryja była dziewicą koniec kropka, Bóg jest w trzech osobach koniec kropka itd. itd. żadnych pytań, żadnych odpowiedzi, tak jest i koniec, co to w ogóle ma być zwątpienie, aż wkurzył mnie ten film. Wiara to nie filozofia, tutaj wszystko jest jasne. Bóg nas nie opuszcza to my go opuszczamy poprzez zwątpienie.

ocenił(a) film na 10
Charlie_M_

Trudno mi się z tobą zgodzić. Ja zadaje nieustannie.

"wiara to nie filozofia"
Hmm, może to jest właśnie klucz?

Wiara to zaistnienie pewnego faktu - 0 lub 1. Uznajemy coś za prawdziwe, nie potrafiąc tego udowodnić, albo nie. Racja.
Jednak to zaistnienie, bądź nie wiary bezpośrednio wynika z filozofii.

Chyba, że uważasz, że wierzy się w rzeczy w pakietach - przyjmuje wszystkie dogmaty jakiejś religii, czy ideologii w całości, bądź nie.

Moim zdaniem mówiąc o wierze należy wychodzić od sformułowania:
"Nie wiem"
Nie wiem, czy Maryja była dziewicą. Czy w to wierzę? Ja na dzień dzisiejszy odpowiedział bym tak: ani nie, ani tak. Dla mnie nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, a jak było faktycznie - nie mam pojęcia.

W mojej wierze nie ma dogmatów, są aksjomaty, które jednak jak najbardziej również poddaje analizom.

Lubie takie rozważania jak te zaprezentowane w filmie. Lubie je czytać/słuchać, a następnie konfrontować z moją filozofią, światopoglądem i zdrowym rozsądkiem, a następnie weryfikować swoją wiarę.

ocenił(a) film na 10
addam23

No tak, ale ludzi takich jak ty, drogi Addamie, są jednostki. Większość chodzących do kościoła przyjmuje dogmaty w systemie właśnie zero-jedynkowym, z czego wszystko co jest okrzyknięte 'prawdą objawioną' ma symbol 1. No nie ważne.
Może to stereotypowa gadanina, kogoś mało w religiach rozeznanego, ale wydaje mi się jednak, że nazywając się wyznawcą jakiejś jednej, konkretnej religii musisz przyjąć i zgodzić się z jej, bardzo absurdalnymi, z logicznego punktu widzenia, dogmatami. Opierając się nawet na najlepiej mi znanej - nie możesz nazywać siebie katolikiem i nie wierzyć w niepokalane poczęcie czy 3 osoby boskie. Bo to fundamenty. Nie chodzi o samego Boga, którego potęgę i moc kościół okropnie dewaluuje. Ramy katechizmu katolickiego nakładane są bezpośrednio na samego Boga. Kościół rządzi się swoimi prawami, którym ma podlegać sam Bóg, które rzekomo od niego pochodzą. Ale one mi się nie podobają!

Odwołując się do samych "Gości...", utkwił mi w głowie fragment, a może nawet dialogi, pierwszy gdy Marta mówi o chłodnej obojętności pastora w stosunku do osoby Jezusa, a drugi, gdy już wielebny opowiada o tym czego w Bogu szukał, że Bóg był dla niego ojcem, przyjacielem, kochał wszystkich, z tym, że jego najbardziej. To właśnie myśl jaka towarzyszyła mi przez większość życia. Również nie obchodziły mnie ramy. Bóg był dla mnie tym, kto byłby idealny. Nie ważne czy zgadzało się to z katechizmem czy nie, w ogóle było mi to wszystko jedno. Bo też czym innym miałby być KTOŚ nieskończenie mądry, dobry i miłosierny? Nie można nałożyć tu praw, bo nie byłyby to wartości uniwersalne. Niektórym się podoba, innym nie. Czy to znaczy, że tylko dla WYBRANYCH Królestwo Niebieskie spełnia warunki WIECZNEGO SZCZĘŚCIA? Nie rozumiałam ludzi, którzy podążali ślepo drogowskazami płynącymi z ołtarza. Aż dotarłam, sądzę, że podobnie jak pastor, do muru pewnego pytania: dlaczego właściwie Bogu ma zależeć na tym, że tak marny i nic nie znaczący człowieczyna, jak ja, w niego wierzy czy nie? Albo oprócz wyżej wymienionych nieskończonych cech, wyróżnia go jeszcze nieskończenie wielka próżność, albo Boga dręczy to samo co mnie - potrzeba chociażby najmniejszych oznak miłości i zainteresowania, które nadawałyby sens w obliczu pełnego chaosu. Pastor żali się na boże milczenie, ale odczytuje to jako próbę własnej wiary, z której bądź co bądź wychodzi zwycięsko, paradoksalnie dzięki lekceważonemu przez niego Jezusa. A może nie, może to tylko dało mu nadzieje, pokrzepiło i chwilowo ukoiło jego zaburzony spokój, harmonie?
Bo gdy opadnie wzburzone zauroczenie, gdy przyjdzie cisza i chłód z całego pięknego ołtarza pozostaną jedynie puste, nic nie znaczące kontury, kształty. Rzeźby staną się kamieniem, a obrazy płótnem. To co nadaje im wyjątkowy sens to miłość. I Berman stwierdza, że "Bóg jest miłością, miłość jest Bogiem", ale nie jest to pokłon w stronę osobowego bóstwa, a uczucia, wartości. Bóg w konwencji ojcowskiej, zatroskanej o każdego z nas osobna, istnieje DLA NAS.

ocenił(a) film na 10
Revenga

1, Jest typ ludzi biernie przyjmujących rzeczy gloszone przez autorytety (z tym ze autorytetem moze być grupa ludzi, nawet - wiekszosc spoleczenstwa).
Mogą to być słowa kapłanów, mogą (coraz czesciej tak jest) słowa "naukowców" (co jest szczetnie wykorzystywane przez spryciarzy - coraz czesciej uzywanie magicznych zwrotów: "naukowcy odkryli/dowiedlii/stwierdzili, że...") W ogole jaki jest najpospolitszy mechanizm przekazywania wiary? Dziecko dorasta w srodowisku, gdzie istnienie boga i pewnych "prawd wiary" jest oczywistoscią. Dokładnie to samo zachodzi w każdej innej kwestii i sferze życia.

2. Co do idei bóg-ojciec: wczoraj akurat oglądałem film "Powrót" (polecam), w jednym z komentarzy doczytałem się swietnej interpretacji filmu jako własnie rosyjskie spojrzenie na ta kwestii
http://www.filmweb.pl/film/Powr%C3%B3t-2003-107697/discussion/B%C3%B3g+Abrahama, 1094947

3. Co do analizy samego filmu: z tego co dosc mgliscie niestety go pamietam, to pełna zgoda.

ocenił(a) film na 10
addam23

4. Co do moich przemyslen na tą kwestie - mnie w te strony nigdy nie ciągnęło kierować rozważań. Zawsze w pełni wystarczał mi własnie milczący i nawet - nieczuły Bóg.
Nie czułem nigdy potrzeby bycia przez Boga kochany. Nawet - nigdy nie patrzyłem na Boga jako obiekt do kochania. Ale poczytać i posłuchać takich rozważań - bardzo lubię. Sam nie mam zdania w tej kwestii. :)

ocenił(a) film na 10
addam23

Z wielką przykrością, ale muszę się zgodzić co do nadużywania stwierdzenia "naukowcy mówią/dowodzą...", przez jego wykorzystywanie w kontekstach bezsensownych, oczywiście błędnych czy propagandowych, z czego każdego kto się wypowiada nazywa się "naukowcem", wartość ich opinii ulega okropnej dewaluacji. Grunt by wiadomości złe nie były szkodliwe, by nie prowadziły do jakiegokolwiek fanatyzmu, tudzież pogardy.

A to ciekawe, z tego co z reguły obserwuję Bóg traktowany jest przeważnie jako taki misiu-przytulanka (z pełnym szacunkiem!). Rozwiń bardziej tą myśl... jak się do niego odnosisz jako "nieczułego"? Co daje ci wiara (jeśli to dobre pytanie w ogóle)?

ocenił(a) film na 10
Revenga

Ja zdecydowanie wolałbym Boga jako - zimnego, ale i sprawiedliwego sędziego, kreatora, planistę. Wystarczy mi aby samym faktem swojego istnienia uzasadniał jakoś to wszystko. Sprawiał, że jedyną rzeczą do której człowiek w życiu dąży nie jest dziura w ziemi i bliskie spotkanie z bakteriami gnilnymi.
Ot i tyle.
W pełnie wystarczający jest dla mnie nawet Bóg deistyczny, który nie nosi nas na rękach przez plażę i nie głaszcze po głowie w trudnych chwilach (choć i tak to robi, poprzez sam fakt wiary w niego, wiary, że to wszystko mimo wszystko ma sens).

Nie musi wcale to być to zwiazane z jakas niesmiertelnoscia (jak to Lem w "Podróżach Gwiazdowych" stwierdził dobitnie - ludzie wcale nie chcą niesmiertelnsci. Nikt tego nie chce. Ludzie chcą, żeby tu i teraz trwało jeszcze długo, długo, a to nie to samo).

Po co mi Bóg?
Po "Dekalog I".

Po to jeszcze, żeby "światło" niesione przez parę głównych bohaterów książki "Droga" nie było jedynie zbędną i niepraktyczną fanaberią.

ocenił(a) film na 10
addam23

Hm, mnie z kolei nie przeszkadza, a wręcz czuję się z tym lepiej, jakoby jedynym sensem życia był brak sensu. A na końcu czeka "bliskie spotkanie z bakteriami gnilnymi". Wszystko traci sens w obliczu nieskończoności. Nieskończony Bóg, nieskończone życie wieczne - napełnia mnie to przerażeniem. Nie widzę siebie kompletnie w tej bajce. Mam bardziej podejście jak Twain. Uważam, że po śmierci nie ma nic, tak samo jak nie ma nic przed narodzinami, a nie mogę stwierdzić, by przed nimi było mi źle. Ale ile w tym myślenia życzeniowego, ile wyników analizy, a ile własnych urojeń stwierdzić nie potrafię. Ogólnie wiadomo, że nigdy nie brak argumentów dla uzasadnienia doktryny, w którą się akurat chce wierzyć. Jedyny Bóg jaki mi potrzebny to taki, który ukazałby mi się po śmierci i miał ochotę mi wszystko wytłumaczyć. Jednak jak fakt jego istnienia, pominięcie pośmiertnej nieskończoności miałoby wszystkiemu nadawać sens twoim zdaniem? Dla mnie Bogiem bardziej mógłby być wszechświat, sam w sobie idealny, nieskończony i niepojęty. W założeniu, że nie Bóg jest wszechświatem, a wszechświat jest Bogiem.

Charlie_M_

Wiara to nie znaczy głupota i zaślepienie. Prawdziwa wiara to ciagłe zadawanie sobie pytań (poczytaj chociażby ks. Tischnera). Wątpienie jest rzeczą ludzką i dlatego nawet Chrystus na krzyżu wątpił, czy Bóg go opuścił (bez tego Jego śmierć nie miałaby ludzkiego wymiaru). Wiara bez watpliwości jest ślepym fanatyzmem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones