Japoński pierwowzór dużo lepszy, bardziej klimatyczny i ciekawszy. Tamta Godzilla miała to
"coś".
Film sam w sobie nie jest zły efekty są dobre,muzyka niezła ,ale jako film o godzilli jest po prostu słaby.
Oglądając japońskie produkcje miałem wrażenie, iż są to filmy klasy Z. Nie wiem czym według was było "to coś". Bekowi skośnoocy, których gra aktorska (delikatnie mówiąc) nie była najwyższych lotów? Kartonowe budynki? Gość nakładający na siebie 60 kilogramowy gumowy kostium potwora i poruszający się w nim jak pokraka? Strasznie sztucznie i żałośnie to wszystko wyglądało. Niby Japonia taki rozwinięty kraj, a w efektach specjalnych 100 lat za Murzynami. I mowa tu o filmach z lat 80-tych i 90-tych.
Czyli rozumiem, że to "coś" w starszych filmach, to jedynie sentyment i kwestia gustu? Bo w innych aspektach te produkcje nie umywają się do tej z 1998 roku. Żeby była jasność - brałem pod uwagę tylko Godzille lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.