Ten film nie zasługuje ani na tą średnią ani na ocenę powyżej 1/10. Film był tak nudny, głupi i
śmieszny, że aż nie chcę mi się wymieniać argumentów. Jeden by starczył - oglądnij. Ale wiem,
że niektórym to nieodpowiada, także trochę ich wymienię.
Film jest o Godzilli którą widzimy przez cały film może z 7-10 minut. Więcej uwagi dostały te, jak
im tam, GNOLe. Walki były tak kiepsko zrealizowane, że poza samym rykiem Godzilli nic ten film
nie oferował. A to film o potworach, walczących potworach! A walkę uświadczymy na sam koniec,
chyba że policzymy jak zwykle bezwartościową armię amerykańską, która oczywiście nic nie
może.
Jest sobie typek, który oczywiście wszystko o Godzilli wie, zarzuca banałem typu ludzkość jest
arogancka chcąc kontrolować naturę, i gdyby właściwie wszyscy się go posłuchali nie zginęłoby
tylu żołnierzy.
Głównego bohatera i jego "wyczynów" (co on właściwie zrobił?) mogłoby nie być, bo i tak Godzilla
dotarła tam, gdzie miała walczyć z GNOLami. Armia cały czas traciła bomki nuklearne.
O samych GNOLach. Żrą promieniowanie. Babka wspomina o czasach na Ziemii, kiedy
promieniowanie było znacznie większe. Czy to oznacza, że te stworki były niczym roślinki wtedy, i
zachodziła u nich swoista fotosynteza? To skąd u takich pokrak EMP, możliwość poruszania się
(ok, to niech jeszcze będzie), wielkie kolcowate ramiona itp?
To tyle, to i tak za dużo. Wystarczy się samemu przekonać, albo uwierzyć mi na słowo, że nie warto
iść na ten radioaktywny syf do kina.