Trailer był naprawdę dobry, tworzył nastrój grozy, wzrastające napięcie w oczekiwaniu na nadejście
potwora zachęcało do obejrzenia filmu.
A w filmie... - oczekiwanego napięcia brak, nastrój grozy gdzieś wyparował, Godżilla zamiast
przerażać wydaje się być całkiem pomocnym stworem, który na szczęście dla ludzi naparza się z
jakimś przerośniętym owadem (jakoś takim niedorobionym wizualnie) i chcąc nie chcąc trzeba jej
kibicować. A ta Godżilla nie miała tutaj być przerażającym potworem...?
jak byś wiedział, to Godzilla w swoich pierwowzorach zawsze była jakby dobra, tzn. jak pojawiał się potwór jej rozmiarów z którym ludzie sobie nie radzili, to ona z nim walczyła i stała na straży naturalnej równowagi i tu jest o tym mowa. Fakt przy okazji Godzilla urzadzała sobie bitkę w mieście, niszcząc wszystko do okoła, ale jednak to pozytywny bohater - taka własnie jest japońska Godzilla.
OK, niech będzie, że we wcześniejszych produkcjach Godżilla była dobra, ale ten film w zapowiedziach tworzył z Godżilli przerażającego potwora, a nadchodzący film wydawał się jako film grozy z tego też powodu.
I owszem we wcześniejszych produkcjach był wrestling potworów, gdzie Godżilla był tym dobrym, ale szczerze mówiąc niskich lotów były to produkcje. Ten film niestety, chociaż lepiej zrobiony, z zamiarem twórców, woli nawiązywać do tych dennych pomysłów: Dobra Godżilla vs Zły Potwór.
Godzillę - bezmyślnego potwora mieliśmy w gniocie Emmericha z 1998 i ja podziękuję. Godzilla bliska ogólnym wyobrażeniom, taki typowy chaotic - neutral. Walczy z innymi potworami, niszczy miasta, ale nie celowo, tylko dlatego, że akurat stały po drodze. Mi to pasuje. Może tylko za mało Godzilli w tej Godzilli jeśli chodzi o czas ekranowy - zdecydowanie za dużo Moto, na którego projektanci chyba faktycznie nie za bardzo mieli pomysł, bo wygląda jak ładniej renderowany potwór z gier sprzed 15 lat połączony z potworem z Cloverfield.
Oryginał japoński kolego jest właśnie taki jak on opisuje. Godzilla jest niszczycielem i głównym przeciwnikiem ludzkości.
Dopiero kolejne filmy w TOHO zrobiły z Godzilli maskotkę i obrońcę Japonii. Tak więc podchodzić można do tego dwojako. Ja zawsze preferowałem pierwszy film, choć do późniejszych też mam sentyment. Z tym, że późniejsze to już czystej wody kicz, więc trzeba mieć dystans i wiedzieć kiedy się śmiać.
Co do tej wersji - nie jest tragiczna, ale jest zdecydowanie zbyt długa. Wątki obyczajowe są wciśnięte na siłę, kompletnie nijakie. Niezniszczalny główny bohater, który przemierza pół świata na stopa za wojskiem też bawi w niekoniecznie dobry sposób. Na dodatek ten umęczony Ken Watanabe, którego w pewnym momencie nie da się oglądać, tak go reżyser uciemiężył.
Gdyby poucinali te bzdety z dziećmi, kiepskiej jakości dialogi pseudofilozoficzne i kilka pomniejszych nic nie wnoszących scen (czyli ok. 30 min filmu) byłoby na 7.